Cezary Kulesza, Zbigniew Boniek

i

Autor: Tomasz Radzik/Super Express, Marcin Gadomski/Super Express

Walka o władzę w PZPN! Cezary Kulesza: Wierzę, że zastąpię Zbigniewa Bońka! Nikomu nie obiecuję milionów

2021-07-02 15:45

Wkrótce poznamy nazwisko nowego szefa Polskiego Związku Piłki Nożnej. W walce o stanowisko, które przez ostatnie dwie kadencje zajmował Zbigniew Boniek, jest oficjalnie dwóch kandydatów: Marek Koźmiński, były reprezentant Polski, aktualnie wiceprezes PZPN do spraw szkolenia oraz Cezary Kulesza, były prezes Jagiellonii Białystok oraz wiceprezes PZPN do spraw piłkarstwa profesjonalnego. Nowego prezesa PZPN poznamy 18 sierpnia. Zbigniewa Bońka, zastąpi ten z kandydatów, który zdobędzie większość spośród 118 głosów. - Wierzę, że wygram te wybory - mówi w rozmowie z Super Expressem Cezary Kulesza.

Ostatnie 9 lat to panowanie Zbigniewa Bońka w PZPN. 18 sierpnia poznamy nowego szefa piłkarskiego związku. Od wielu miesięcy w środowisku piłkarskim mówiono, że w wyborach na szefa PZPN wystartuje Cezary Kulesza. W końcu on sam zrezygnował z prezesowania Jagiellonii Białystok i ogłosił, że chce kierować polską piłką. W rozmowie z Super Expressem komentuje start reprezentacji Polski na Mistrzostwach Europy, analizuje przyczyny tej porażki, tłumaczy co należy zrobić, by kadra grała zdecydowanie lepiej oraz opowiada w jaki sposób walczy o głosy piłkarskich baronów. "Gary", jak mawiali on nim koledzy z boiska, ocenia także swoje piłkarskie osiągnięcia. I wspomina czasy, kiedy zainwestował w disco polo, dyskoteki i hotele.     

Super Expres: Kto ponosi odpowiedzialności za kolejny przegrany turniej? Piłkarze, trener, a może władze PZPN?

Cezary Kulesza: Trochę lat już w piłce przeżyłem i to nigdy nie jest tak, że winny jest tylko trener albo tylko zawodnicy. Skoro zawiedliśmy na Euro to błędy popełnili wszyscy. Tak jak każdy kibic naszej reprezentacji czuję teraz złość i rozczarowanie. Nie zgadzam się jednak ze stwierdzeniami, że mamy gorszą kadrę niż Czechy czy Ukraina. Uważam, że to zbyt łatwe wytłumaczenie.

- Boniek dobrze zrobił stawiając na trenera Sousę?

- O zwolnieniu Jerzego Brzęczka dowiedziałem się będąc na obozie w Turcji z Jagiellonią. O wyborze Paulo Sousy także nie wiedziałem wcześniej. To była samodzielna decyzja prezesa Bońka. Nie udało się, ale teraz nie ma co roztrząsać czy to dobrze czy źle, że zatrudnił Sousę. Czasu nie cofniemy. Teraz najważniejsze jest jak najlepsze przygotowanie kadry do decydujących spotkań eliminacji do Mistrzostw Świata.

- Długo pan czekał z ogłoszeniem startu na szefa PZPN. Liczył pan głosy? Ma pan już takie poparcie, przy którym można stwierdzić, że wygrana jest blisko?

- Liczenie szabli to bardziej zabawa dla dziennikarzy. Oczywiście, gdybym nie wierzył, że wygram, to bym nie startował. Przez ostatnie miesiące skupiłem się na spotkaniach z przedstawicielami wojewódzkich związków i klubów. Wiele osób namawiało mnie żebym wystartował. Najbliższe tygodnie również poświecę na spotkania w całej Polsce.

- Obiecał im pan miliony, stanowiska...

- Nigdy nie było takich rozmów i obietnic. Wiem, że konkurencja albo ktoś kto chce dodać pikanterii, mówi o rozdawanych stanowiskach… Zawsze się tak mówi, przy każdych wyborach, bo to jest medialne.

- Piłkarscy baronowie są zawiedzeni tym, co się teraz dzieje w związku, sposobem zarządzania, mają pretensje do władz?

- Ciężko powiedzieć, czy są zawiedzeni, ale na pewno po 9 latach kierowania PZPN przez Zbigniewa Bońka oczekują pewnych zmian w różnych obszarach. Podobnie jak przedstawiciele klubów.

- Po ogłoszeniu swojego startu rozmawiał pan z Bońkiem?

- Nie po ogłoszeniu, tylko dzień, czy dwa dni wcześniej zadzwoniłem do prezesa i poinformowałem, że podjąłem taką decyzję. Prezes powiedział, że fajnie, że dzwonisz, ale ja już o tym wcześniej wiedziałem.

- Niektórzy działacze twierdzą, że Boniek wskaże Marka Koźmińskiego jako swojego następcę.

- Prezes powiedział, że w sytuacji, kiedy jego dwóch wiceprezesów startuje, on nie wskaże żadnego. To samo powtórzył w rozmowie ze mną i trzymam go za słowo, że tak będzie do końca kampanii.

- Jak wygląda pana współpraca z Markiem Koźmiński w PZPN. Podobno zawarliście pakt o nieagresji w tej kampanii?

- Z Markiem mamy wspólne zarządy, często się widzimy i rozmawiamy. Na tematy wyborcze jednak nie rozmawialiśmy. Ja na pewno nie zamierzam prowadzić negatywnej kampanii.

- Marek Koźmiński mógłby powiedzieć, że był zdecydowanie lepszym piłkarzem od pana. Za to pan zdecydowanie lepiej sprawdził się w biznesie od niego.

- (śmiech) No był. Rozegrałem w Białymstoku kilkanaście meczów na poziomie dzisiejszej Ekstraklasy. Byłem bardzo średnim piłkarzem, ale dzięki temu poznałem zapach piłkarskiej szatni i rzeczywistość naszej piłki na wielu poziomach. Myślę, że mi to pomaga dzisiaj lepiej rozumieć nasze środowisko i jego problemy. Wielkiej kariery piłkarskiej nie zrobiłem, ale udało mi się odnaleźć w innej odsłonie. Uważam, że z naprawdę dobrym rezultatem zarówno dla zwykłego, jak i piłkarskiego biznesu.

- Ale pseudonim boiskowy miał pan z najwyższej półki. Wołano na pana „Gary” od Garego Linekera?

- Kiedyś podczas treningu Darek Czykier tak mnie nazwał i później tak zostało. A to dlatego, że na boisku byłem charakterny i zadziorny. Stąd porównanie do sławnego Linekera.

- Rzucił pan piłkę nożną dla wielkich pieniędzy w biznesie. Wytwórnia fonograficzna, dyskoteki, hotele… Jak pan reaguje, gdy nazywają pana królem disco polo?

- Nie uważam się za taką osobę. Myślę, że królami disco polo są zespoły, które tworzą ten nurt i śpiewają piosenki np. Marcin Miller, czy Zenek Martyniuk. Ja na początku lat 90-tych widziałem, że ta branża się rozwija. I będzie się jeszcze bardziej rozwijać. Byłem przekonany, że na tym można zrobić biznes i potrafiłem to zrobić. Warto było wskoczyć do tego pociągu.

- Pana życie, biznesy są związane z Białymstokiem. Kibice mówią, że zastał pan Jagiellonię drewnianą, zostawił murowaną. Tak samo będzie z kadrą, jeśli pan wygra?

- Nie zrobiłem tego sam. Był zespół osób, który mi w tym pomagał. Bronimy się na pewno wynikami. Na pewno jakieś wzorce z tej działalności można czerpać, ale praca w PZPN będzie jednak inna. Jeśli zostanę wybrany na prezesa związku, to bardzo bym sobie i kibicom życzył, żebyśmy byli dumni z naszej reprezentacji.

- Jeśli pan wygra, to wejdzie do PZPN w bardzo trudnym momencie. Z jednej strony przegrane ME, z drugiej strony w listopadzie kończą się eliminacje do Mistrzostw Świata w Katarze, które, delikatnie pisząc, mogliśmy zacząć lepiej.

- To prawda. Nasza sytuacja jest trudna. Pierwsze miejsce w grupie będzie bardzo ciężko wywalczyć. Przegraliśmy z Anglią mecz, który mogliśmy zremisować, zremisowaliśmy niezwykle ważny mecz z Węgrami. Trzeba będzie się mocno spinać by wywalczyć udział w barażach. Jednak nie ma co zwieszać głów – musimy walczyć w każdym spotkaniu. Ciągle jesteśmy w grze o Mundial.

- Załóżmy, że pan wygrał te wybory. Jak polska piłka powinna wyglądać za 4 lata, by pan z podniesioną głową startował na kolejną kadencję?

- Na pewno większy nacisk musimy położyć na szkolenie – nie tylko zawodników, ale także trenerów, bo od tego wszystko się w piłce zaczyna. Trzeba poprawić współpracę PZPN ze związkami wojewódzkimi i klubami. Szczególnym wsparciem otoczyć małe kluby, które są na samym dole naszej piłkarskiej piramidy. To przecież w takich małych klubikach zaczynali swoje kariery Lewandowski, Krychowiak czy Zieliński. Trzeba też kontynuować wsparcie dla rozwoju infrastruktury szkółek piłkarskich i akademii. W 2018 zbudowaliśmy nowoczesną infrastrukturę w Jagiellonii, a już dzisiaj możemy się pochwalić, że w centralnej lidze juniorów mamy 5 drużyn. Tu widać naszą pracę.

- O inwestowaniu w szkolenie mówią kolejni prezesi PZPN. I tak mówią od wielu, wielu lat.

- To nie jest tak, że nie szkolimy – naprawdę zarówno kluby, jak i wojewódzkie związki piłki nożnej wykonują tutaj dużą pracę, wiele zmienia się na plus. Jednak uważam, że można zrobić więcej. To PZPN musi być liderem, jeśli chodzi o szkolenie w Polsce. Problem jest również taki, że na własnym podwórku nie potrafimy zatrzymać tych piłkarzy, których wyszkolimy, gdyż zagraniczne kluby kuszą ich wyższym wynagrodzeniem. Karierę tych piłkarzy kreują ich menadżerowie, którzy są po to by szukać lepszego klubu, większych pieniędzy. To normalne. Ale w tych lepszych klubach są też lepsi zawodnicy, więc Ci nasi piłkarze po kilku latach wracają do Ekstraklasy. Pytanie, czy to był dobry ruch, że ten piłkarz wyjechał i siedział za granicą na ławce, czy był do tego wyjazdu sportowo gotowy? Zostając w Polsce mógł kontynuować swoją karierę, miał więcej możliwości do gry.

- Naprawdę? Będą odrzucali propozycję gigantycznych pieniędzy za granicą?

- Oczywiście, że nie. Jak ktoś ma możliwość wyjechać do Premier League, Serie A czy Bundesligi i podpisać kilkukrotnie większy kontrakt to na pewno się skusi. Kluby, które zarabiają na takim transferze miliony euro także. Jednak kiedy wyróżniający się w naszej lidze zawodnicy wybierają oferty z Serie B, 2 Bundesligi czy przeciętnych klubów ligi tureckiej to wiem, że musimy się rozwijać także jeśli chodzi o budżety. Sukcesy wiele klubów z naszego regionu w pucharach brały się nie tylko z dobrego szkolenia, ale również z tego, że potrafiły zatrzymać swoich kluczowych piłkarzy.

Jan Tomaszewski MASAKRUJE Sousę. "Z nim nasze szanse na mundial to..." | Futbologia
Sonda
Kto powinien być nowym szefem PZPN?
Najnowsze