Wystrzałowy kanonier Szczęsny

2009-06-16 9:30

Najważniejsze w sezonie były te dwie złamane graby. Gdy je wyleczyłem, zaczęło mi się lepiej wieść. Zdobyłem mistrzostwo Anglii do lat 18, zacząłem grać w rezerwach Arsenalu i zostałem mistrzem klubu w… ping-ponga - śmieje się Wojtek Szczęsny (19 l.).

Ręce złamał 11 listopada ubiegłego roku, ćwicząc ze sztangą. Wtedy wydawało się, że jego kariera zostanie na dłużej przerwana. Ale szybko wrócił do wysokiej formy. - Po kontuzji zostały tylko blizny na rękach i stalowe płytki pod skórą - zdradza "Super Expressowi" Szczęsny. - Jak się dotknie, to czuć duże śruby.

O pozycję bramkarza numer 3 w Arsenalu (numer 1 to Almunia, 2 - Fabiański) Wojtek walczy z Włochem Vito Mannone (21 l.). Niedługo trenerzy zdecydują, kto jest lepszy. A słabszy zostanie wypożyczony.

- Wcale się nie obrażę, jeśli mnie wypożyczą, bo chcę grać. Dostałem już 5 propozycji: dwie z Championship i trzy z League One, m.in. z Bristol City i Brighton. Ale niewykluczone, że nigdzie nie pójdę, bo Mannone nie jest ode mnie lepszy - z przekonaniem mówi Szczęsny.

W ubiegłym sezonie dwukrotnie zasiadł na ławce rezerwowych Arsenalu w meczu Premiership.

- Szczególnie podczas ostatniego meczu sezonu, ze Stoke (4:1), miałem nadzieję, że zadebiutuję w pierwszej drużynie Arsenalu, ale bronił Vito. Kiedy rywale mieli karnego, to pomyślałem: "Kurde, teraz jak nic Mannone obroni i będzie bohaterem". Ale wpuścił - wspomina Szczęsny.

Na razie jest najlepszy w drużynie słynnych "Kanonierów" w... ping-ponga. - Były małe klubowe mistrzostwa. Wśród piłkarzy nie mam sobie równych. Może właśnie dlatego koledzy nazywają mnie ostatnio "Wystrzałowy"? - żartuje. - Zaraz za mną jest Łukasz Fabiański i kilku innych.

Na urlop Szczęsny wyjeżdża do gorącego Dubaju.

- Myślałem jeszcze o Malediwach i Dominikanie, ale tam chłodniej niż w Dubaju, a ja uwielbiam ciepło. Chyba zasłużyłem, by się wygrzać, nie? W końcu udało mi się też zdobyć mistrzostwo Anglii do lat 18. Zwycięstwo było wyjątkowo słodkie, bo wygraliśmy w finale z Tottenhamem na ich stadionie. A ja "Kogutów" nienawidzę!

Przyjechało wielu naszych kibiców, po meczu z radości podarowałem im cały strój i zostałem w samych slipkach. Obym w przyszłym sezonie miał jeszcze więcej powodów do takiej radości - kończy Wojtek.

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze