Cała reprezentacja Polski nie ma powodów do zadowolenia po porażce z Chorwacją. Gospodarze byli w Osijeku zdecydowanie lepszą drużyną i w pełni zasłużenie wygrali 1:0. Wynik ten można nazwać najniższym wymiarem kary, choć Polacy mieli kilka okazji do wyrównania. Tę najlepszą w 70. minucie zmarnował Robert Lewandowski, który świetnie przestawił obrońcę w polu karnym, ale nieatakowany oko w oko z bramkarzem uderzył mocno tylko w poprzeczkę. Poza tą sytuacją kapitan reprezentacji Polski był właściwie niewidoczny i zdominowany przez chorwackich obrońców. Długimi fragmentami kibice mogli się zastanawiać, czy jest w ogóle na boisku. "Lewy" rozegrał pełne 90 minut, ale po ostatnim gwizdku szybko zniknął. Udzielił tylko wywiadu TVP Sport, po czym opuścił stadion, nie zatrzymując się przy reszcie zgromadzonych dziennikarzy. Portal WP SportoweFakty wyjaśnił pośpiech napastnika FC Barcelony.
Lewandowski rozpłynął się w powietrzu po meczu z Chorwacją
Dziennikarze, którzy przylecieli do Osijeku, nie uzyskali komentarza kapitana reprezentacji, ponieważ ten bardzo spieszył się na prywatny samolot do Barcelony. WP SportoweFakty nie udało się ustalić, ile kosztował lot, ale ceny rynkowe takiej usługi wynoszą co najmniej 30-40 tysięcy złotych. Mogą być też dużo droższe, a niewiadomą pozostaje również fakt, czy Lewandowski zapłacił za taką podróż z własnej kieszeni, czy samolot podstawił jego klub.
Wiadomo jednak, że nie każdego stać na taki luksus i nie chodzi tylko o przeciętnego Kowalskiego. Większość polskich piłkarzy wróciła z Chorwacji wynajętym przez PZPN samolotem do Warszawy. Tylko kilku z nich udało się do domów bezpośrednio z Osijeku, skąd trudno o odpowiednie połączenia lotnicze. Decyzja Lewandowskiego w tym kontekście jest więc jak najbardziej zrozumiała, choć nieco ekstrawagancka. Przed nim jednak kolejne mecze w klubie, a za miesiąc zgrupowanie reprezentacji w Polsce przed domowymi meczami z Portugalią (12.10) i Chorwacją (15.10).