Od tamtej pory "Wasyl" przeszedł cztery operacje. Jedna gorsza od drugiej, każda "decydująca" i każda przeżywana z wielkim napięciem. Ale twardziel z Polski przeżył to co najgorsze i teraz z każdym dniem jest lepiej. Mimo stalowego pręrta i kolekcji śub w łydce.
Trzeba przyznać, że działacze Anderlechtu zajęli się Marcinem troskliwie. Rehabilitację przechodzi w klubie i zajmuje mu ona większość dnia. Dopiero wieczorem, po seriach ćwiczeń, masaży i zabiegów Wasilewski wraca do rodziny. Żona Joanna, 7-letni Oskar i 1,5-roczna Zuzia są dla niego prawdziwym oparciem.
Na razie - nie ma co czarować - poruszanie jest jeszcze dla "Wasyla" sprawą trudną. Ale podczas meczu Z Ajaksem, 1 października, wyszedł na środek boiska i został przez kibiców "Fiołków" przywitany wspaniałą owacją. Anderlecht i jego fani pamiętaja o "Wasylu".
Specjaliści mówią, że z pewnościa będzie mógł chodzić, a nawet biegać. Jak będzie z kopaniem piłki - tego jeszcze nikt nie umie zgadnąć. Lekarze są jednak pozytywnie zaskoczeni tempem rehabilitacji. Noga wraca do sprawności, powoli, ale systematycznie. Najgorsze minęło.