Była druga połowa starcia na Stadio Marc'Antonio Bentegodi, gdy Balotelli podczas jednej z akcji złapał futbolówkę i z impetem wykopał ją w sektor zajmowany przez fanów miejscowej drużyny. Wcześniej długo był przez nich lżony pod kątem rasistowskim, aż w końcu nie wytrzymał i zdecydował się w mocny sposób pokazać, co sądzi o tej sytuacji. Do Włocha od razu ruszyli piłkarze obu zespołów i zaczęli go pocieszać. Po kilku minutach udało się opanować sytuację i dograć potyczkę do końca.
Balotelli zdążył nawet odpowiedzieć kibicom drużyny z Werony na boisku zdobywając przepiękną bramkę z dystansu, ale nie pozwoliła ona jego Brescii przywieźć z delegacji choćby punktu. Goście ulegli 1:2.
Po końcowym gwizdku na konferencji prasowej o całą sytuację zapytany został szkoleniowiec Hellasa, Ivan Jurić. - Nie rozmawiajmy o rasizmie, ponieważ to kłamstwo. Nie stwarzajmy problemów tam, gdzie ich nie ma - stwierdził Chorwat.
Swoje stanowisko argumentował następująco: - Nie mam strachu, aby to powiedzieć. Nie było żadnych rasistowskich okrzyków. Wiele gwizdów w kierunku wielkiego piłkarza, ale nic rasistowskiego. Ja słyszałem często "pieprzony cyganie" [Włosi w ten sposób obrażają przyjezdnych z Bałkanów - red.], całe Włochy podążają w tę stronę, ale w tym meczu nie było niczego. Zapytajcie Balotellego, dlaczego zareagował w ten sposób. Powtarzam - rasistowskie okrzyki mnie brzydzą i jestem pierwszy do ich potępiania, ale w tym meczu słyszałem wyłącznie ogromne gwizdy pod adresem wielkiego piłkarza.
Najprawdopodobniej we wtorek pojawi się komunikat odnośnie ewentualnej kary dla werończyków za incydent z udziałem Balotellego.