Do gwałtu miało dojść w Las Vegas w 2009 roku. Podczas jednej z imprez Kathryn Mayorga miała zostać zaciągnięta do apartamentu zajmowanego przez Cristiano Ronaldo, który następnie wykorzystał ją seksualnie. Początkowo sprawa nie wyszła na jaw, bo kobieta otrzymała 375 tys. dolarów za milczenie. W ugodzie zobowiązała się do tego, że nigdy nie zdradzi całej tej historii.
Ale po latach zmieniła zdanie. Dokładnie opowiedziała o wydarzeniach tamtej nocy, a policja w Las Vegas wszczęła śledztwo w tej sprawie. Portugalczyk znalazł się w poważnych tarapatach, bo niemiecki tygodnik "Der Spiegel" opublikował dokumenty, które mogą świadczyć o winie CR7. Chodzi o wspomnianą ugodę, na której widnieją podpisy obu stron. Z logicznego punktu widzenia Ronaldo nic by nie podpisywał, gdyby nie był winny. Ale okazuje się, że zamierza on wykorzystać to jako swoją linię obrony.
Dziennik "Correio de Manha" powołując się na źródła z otoczenia piłkarza, które mają wgląd w całą sprawę, twierdzi, że Ronaldo chce częściowo zrzucić winę na... Real Madryt! Oczywiście nie w sprawie samego gwałtu, a parafowania ugody. Portugalczyk niedługo wcześniej trafił do zespołu "Królewskich", a klub na tyle obawiał się problemów wizerunkowych w związku z gwałtem, że miał namówić zawodnika, by ten zapłacił Mayordze za milczenie.
Sam zawodnik ponoć nigdy nie czuł się winny. I wciąż to podtrzymuje. Zatrudnił nawet Davida Chesnoffa, który znany jest jako prawnik gwiazd (w przeszłości bronił m.in. Andre Agassiego czy Mike'a Tysona), bo chce wytoczyć proces o zniesławienie.