– Przede wszystkim cieszę się, że mogę lecieć na swoje drugie igrzyska olimpijskie – mówi „SE” Maria Andrejczyk. – Jestem przeszczęśliwa, że to całe czekanie dobiega już końca. Jestem gotowa na wszystko, na najgorsze, a jednocześnie oczekuję najlepszego. Wiem, że sport bywa różny i barwny, tak jak życie. Wykonałam kawał dobrej roboty, nie tylko w tym roku, ale i w poprzednich latach. Teraz nic więcej już nie zrobię, mogę tylko zadbać o siebie – zapewnia nasza czołowa lekkoatletka, która przez 5 ostatnich lat od zakończenia igrzysk w Rio przeszła przez wiele problemów zdrowotnych, które mogły nawet oznaczać przerwanie kariery. Do teraz odczuwa dolegliwości barku, z którymi musi sobie jakoś radzić.
Andrejczyk: Jestem spokojniejsza, bardziej wierzę w siebie
– Ostatnie pięć lat zdecydowanie mnie wzmocniło i zmieniło. Jestem zupełnie inną zawodniczką niż ta Maria, która w 2016 roku leciała na pierwsze igrzyska – przekonuje Andrejczyk. – Nie chodzi nawet o to czy czuję, że mam teraz większe szanse. Jestem bardziej profesjonalna, spokojniejsza, bardziej wierzę w siebie i w swoje możliwości. Jestem też bardziej świadoma tego, że w oszczepie będzie naprawdę zacięta rywalizacja. Wszystkie dziewczyny będą przygotowane do najwyższego poziomu. Nie można mówić o oczekiwaniach, ja po prostu chcę się pokazać z jak najlepszej strony.
Skandal dopingowy na IO Tokio 2020. Sportowiec przyjmował kokainę… rekreacyjnie
To mnie absolutnie nie interesuje
Jako jedyna na świecie w tym roku Andrejczyk przekroczyła w rzucie oszczepem barierę 70 metrów. Taki rezultat wzbudza duże nadzieje medalowe i może stanowić dodatkowy ciężar na barkach sportsmenki. Co ona na to?
– Jestem świadoma, że będę przez jakiś czas rozliczana z tego wyniku, ale to mnie absolutnie nie interesuje. Ja chcę w Tokio oddać parę bardzo dobrych rzutów – podsumowuje nasza olimpijka.