- Wreszcie się przełamaliście. Klątwa olimpijskich ćwierćfinałów? Czujecie ulgę?
Paweł Zatorski: Tak, bo to historyczny moment. Ale myślę, że nie chcemy się w tej chwili na tym skupiać. Oczywiście emocje są duże, ale od razu po meczu trener Nikola Grbić nam powiedział do nas: "It's just the beginning, guys!" (Panowie, to dopiero początek!). I tak do tego podchodzimy. Także musimy zaczynać tak naprawdę tą robotę. Na takie granie szykowaliśmy się trzy lata tak naprawdę, trzy lata ciężkiej roboty. No i teraz przyszedł ten moment.
- A co po tej ostatniej piłce przemknęło ci przez głowę?
- Duża ulga, niedowierzanie, ale po chwili prawie zalania się łzami. Jednak uświadomiłem sobie, że - tak jak powiedział trenet - to jest początek. Także właśnie szykujemy się na coś innego, bo nie przylecieliśmy tutaj, żeby wygrać ćwierćfinał.
- Byliście spokojni, że w tak kluczowym momencie ta forma wreszcie wystrzeli?
- Wiedzieliśmy na co pracujemy i wiedzieliśmy jak pracujemy. W poprzednich latach też w trakcie tych przygotowań nie zawsze graliśmy najlepszą siatkówkę. Mamy to szczęście, że mam mądrego gościa jako trenera. Nie równa nas z ziemią, kiedy coś ci nie wyjdzie, jak jesteś w ciężkiej siłowni i wy tego czasem nie widzicie, niektórzy tego nie widzą. Właśnie to jest moment, kiedy świeżość przyjdzie i zaczynasz czuć się lepiej jako grupa.
- Amerykanie czy Brazylijczycy w półfinale? Kogo wolisz?
- Amerykanie grają lepiej na tym turnieju, także myślę, że są faworytem, ale niejednokrotnie Brazylijczycy ze swoim doświadczeniem pokazywali już, że potrafią wychodzić z sytuacji, gdzie są przyparci plecami do ściany. Także ciężko przewidzieć.
- Już tyle medali zdobyłeś z reprezentacją Polski. Ten ewentualny medal olimpijski będzie ważył więcej niż te poprzednie?
- Do medalu jest jeszcze daleko.