- To były łzy radości, ulgi czy pomieszane jego z drugim?
Bartosz Kurek: - To jest przede wszystkim z duma naszej ekipy, która tutaj jest, ale duma również z tych wszystkich poprzednich ekip, z którymi byłem na igrzyskach. I również z każdej poprzedniej, która się zatrzymywała na tym etapie, bo ciężko było nam ten etap przeskoczyć. Dużo nas kosztowało to, co było od Londynu poprzez Rio aż do Tokio. Ale dzisiaj była przyjemność, z tymi chłopakami to wyłącznie przyjemność. Teraz nam się wreszcie udało i jesteśmy zadowoleni. Chwilę się pocieszymy i wyrzucamy to z głowy, żeby myśleć o kolejnym spotkaniu.
- Co pomyślałeś po tej ostatniej piłce? Co ci przemknęło przez głowę?
- Właściwie nic. To była taka pustka i radość. Byłem w takim stanie, że nie do końca wiedziałem, co się dzieje. Dopiero jak ta piłka upadła, to wtedy było we mnie za dużo emocji. Nie był to do tej pory jakiś nasz idealny turniej, ale dopiero teraz zaczynamy i wierzę, że od kolejnego spotkania zagramy jeszcze lepiej.
- W poprzednich meczach tutaj ciężko ci się grało. Teraz wreszcie odpaliłeś...
- Nie interesuje mnie to. To nie jest ważne. Ważne jest tylko to, żebyśmy wygrywali. Tu właśnie się różnimy w postrzeganiu siatkówki, bo ja patrzę na to, czy wygrywamy, a wy, dziennikarze, patrzycie na to, jakie mam cyferki. Ale cieszymy się, że was mamy, bo bez was o siatkówce byłoby cicho.
- Byliście spokojni, że ta forma w tym kluczowym momencie wystrzeli?
- Nie, nie wiedzieliśmy tego. Takich rzeczy nigdy nie wiadomo. Ale czasem wystarczy mieć wiarę i nadzieję.
- Można było mieć wrażenie, że od początku się rzuciliście na tych Słoweńców.
- Zagraliśmy doskonale na początku. I później długimi fragmentami graliśmy naprawdę bardzo dobrą siatkówkę, a ich złamać jest nieprawdopodobnie trudno. Wszyscy, każdy od pierwszego do trzynastego, dał swoją cegiełkę, bez czego to nie byłoby możliwe.
- Masz chrypkę. To ze wzruszenia?
- Nie, to nie jest chrypka. Choć może troszeczkę straciłem głosu przez klimatyzację (śmiech)