- Bardziej teraz boli porażka, czy jest radość z olimpijskiego srebra?
Bartosz Kurek: - Sam nie wiem... Chyba troszkę za dużo się wydarzyło, żebym teraz aż tak analitycznie mógł do tego podejść. Fajnie, że doszliśmy do finału, ale chodziło też o to, żeby ten finał wygrać. Nie udało nam się i może teraz na gorąco nie jesteśmy super usatysfakcjonowani tym, co osiągnęliśmy, ale wiem, że po czasie to wszystko do nas dotrze i zrozumiemy, co zrobiliśmy, a to srebro moi koledzy młodsi, którzy celują w Los Angeles, wykorzystają jako dodatkową motywację.
- Powiedziałeś, że się za dużo wydarzyło. Masz na myśli to, jak ten finał przebiegał?
- Nie. Mam na myśli wszystko. Wy nas widzicie przez dwie godziny, kiedy wychodzimy na boisko, a to trochę większa sprawa niż tylko sam mecz. Teraz potrzebujemy trochę odpoczynku, trochę spokojnej głowy. A potem będzie powrót do pracy.
- Jak smakuje to srebro?
- Myślę, że teraz za wcześnie jest jeszcze, żeby o tym mówić. Nie chcę narzekać na srebro i wyjść na niewdzięcznika. Powiedziałem chłopakom przed ceremonią, że jestem z nich bardzo dumny i uważam, że zrobiliśmy wielką rzecz. Wiem też, że wielu moich kolegów dałoby się pokroić za jakikolwiek medal igrzysk, ale wiadomo, że dzisiaj ciężko jest wejść z stan euforii.
- Czy to prawda, że to był twój ostatni mecz w reprezentacji?
- A kto panu tak powiedział?! Zobaczymy, co przyniesie przyszłość.
- Co myślałeś, jak odebrałeś ten srebrny medal?
- Nic. Patrzyłem się na moją żonę, jaka jest uśmiechnięta i jak się cieszymy razem tym momentem.