Hubert Hurkacz przez kilkanaście dni walczył o to, aby dojść do pełni sprawności i móc wystąpić na igrzyskach olimpijskich Paryż 2024. Jednak już w momencie, gdy tenisista doznał kontuzji podczas meczu II rundy Wimbledonu można było podejrzewać, że udział na imprezie w stolicy Francji stoi pod dużym znakiem zapytania. Komunikatów w sprawie zdrowia Hurkacza nie pojawiało się zbyt wiele, a informacje często były sprzeczne. Niestety w poniedziałkowe popołudnie potwierdziło się najgorsze. Wrocławianin poinformował w mediach społecznościowych, że w Paryżu nie wystąpi.
Są pretensje do Hurkacza. Prezes PKOl w mocnym wywiadzie
Wielu fanów tenisa przyjęło takie informacje z bólem serca, ale decyzja Hurkacza była zrozumiała, bo w razie odnowienia się kontuzji ryzyko powikłań było duże. W dodatku brak wrocławianina w Paryżu sprawia, że na igrzyskach nie wystąpi również Jan Zieliński, z którym Hurkacz miał zagrać w deblu. Na wyjazd tenisisty do stolicy Francji bardzo mocno liczył Radosław Piesiewicz, prezes PKOl. W rozmowie z TVP Sport przyznał, że jest rozczarowany.
- O rezygnacji Hurkacza dowiedziałem się wczoraj z oświadczenia. Liczyliśmy na to, że Hubert poleci na igrzyska, odbije przysłowiową kartę i umożliwi grę Jankowi w mikście. Cały czas byliśmy w kontakcie z Polskim Związkiem Tenisowym. Był taki przekaz, że wszystko idzie w dobrą stronę i Hubert będzie zdrowy - mówi Piesiewicz. - Wczoraj stało się to, co się stało. Od razu potem zadzwoniłem do pani menadżer. Rozmawialiśmy, uświadomiłem ją, jak ważne jest to, aby Hubert pojawił się na miejscu. Czekałem na telefon zwrotny z decyzją. Nie doczekałem się - dodał. Piesiewicz nie ukrywa, że nie rozumie takiego posunięcia. - To decyzja Huberta i jego teamu. Szanuje ją, ale nie rozumiem. Traci na tym polski sport, polscy kibice. To ogromna strata. Trzymamy kciuki, żeby Hubert jak najszybciej wrócił do zdrowia i walczył o szlemy, już nie medale - podkreślił prezes PKOl.