Iga Świątek przeżyła w ostatnich dniach prawdziwą huśtawkę emocji. W czwartek dość niespodziewanie przegrała półfinał igrzysk olimpijskich z Qinwen Zheng, będąc faworytką do złota. To był dla niej prawdziwy cios, czego nie ukrywała. Tuż po meczu z trudem stanęła do wywiadu przed kamerą Eurosportu, przed którą zalała się łzami. Jej marzeniem był złoty medal z ukochanych kortów Rolanda Garrosa, jednak dzień później zapewniła sobie brązowy krążek. W zaledwie kilkanaście godzin pozbierała się na tyle, by pewnie wygrać mecz o 3. miejsce z Anną Karoliną Schmiedlovą 6:2, 6:1. Po tym zwycięstwie dało się odczuć, że brąz nie jest spełnieniem marzeń Świątek - jej łzy po ostatniej piłce wyglądały bardziej na łzy ulgi, a na twarzy nie było szerokiego uśmiechu. Ten na szczęście pojawił się podczas oficjalnej ceremonii medalowej po sobotnim finale!
Iga Świątek szczęśliwa z brązowym medalem
Chinka Zheng bez większych problemów wygrała finał z Donną Vekić 6:2, 6:3 i zapewniła sobie złoto, które niemal wszyscy przypisywali Świątek. Ta stanęła na podium obok finalistek i wreszcie dało się zauważyć po niej radość z wywalczonego medalu. Należy zaznaczyć, że brąz 23-latki to pierwszy w historii olimpijski medal Polski w tenisie. Szeroko uśmiechnięta Iga nie mogła nacieszyć się swoim brązem na podium, a także poza nim. W rozmowie z Pawłem Kuwikiem z Eurosportu przyznała, że gdy tylko odebrała medal, poczuła wagę tego sukcesu - dosłownie i w przenośni.
Zdecydowanie lepiej widzieć raszyniankę w takim nastroju. Wyraźnie ochłonęła i zaczęła cieszyć się historycznym sukcesem. - Cieszę się, że po tylu emocjach wczoraj, dziś wyszłam i zrobiłam robotę. Wczoraj czułam się jakbym co najmniej miała jakąś żałobę. Cieszę się, że byłam tu profesjonalistką - mówiła w piątek na gorąco po zwycięstwie, wracając do bolesnej porażki w półfinale.