Stabilność jest nudna. Niemal każde dziecko odpowie, na pytanie o swoją wymarzoną przyszłość, że chciałoby wieść spokojny i ustabilizowany żywot. Dopiero gdy osiąga cel, uświadamia sobie, że podobny scenariusz życia jest jałowy i pozbawiony emocji. Dlatego tak wielu mamy studentów administracji, tak niewielu potencjalnych astonautów i dlatego młody Amerykanin jest względnie szczęśliwy, a typowy Fin to zdeprymowany potencjalny samobójca.
>>>Kuba Kosecki zawstydził autem ojca!
W futbolu jest podobnie. Nikt nie chce mieć długów, ale bez nich - bez transferów, które umożliwiają - można wręcz umrzeć z nudów. Bundesliga to najlepszy przykład. Równego marazmu w lidze naszych zachodnich sąsiadów nie pamiętamy. Tylko niepoprawny optymista mógł sądzić przed sezonem, że potężny Bayern, wzmiocniony Mario Gotze, nie będzie pierwszy, a daleko za jego plecami - ale wciąż na drugim stopniu podium - nie wyląduje Borussia Dortmund.
Gdyby nie szaleńcy z Hoffenheim [bilans bramek 63-62] całą ligę można było rozegrać przy stole w słoneczną lipcową niedzielę. Nie zauważylibyśmy różnicy, a może Lewandowski w końcu zostałby królem strzelców.
>>>Pudzian nie boi się wrócić do klatki!
W tym sensie frustracji Jurgena Kloppa trudno się dziwić. W kilka lat - właściwie z niczego - zbudował jeden z najmocniejszych zespołów w Europie, kilka razy zmiażdżył Bayern Monachium, dwa razy rozjechał Real Madryt, a w ostatecznych rozrachunku potraktowany został jak mąż podczas rozwodu. Najpierw zabrano mu diament [Gotze], potem inne kosztowności [Lewandowski], a resztę majątku przeznaczono na licytację [Hummels, Gundogan, Reus]. Nie tak chyba wyobrażał sobie dalszą część historii ekipy z Signal Iduna Park.
Problem w tym, że futbol to tylko jeden z elementów gospodarki. Gdy ta druga się chwieje, podobnie dzieje z klubami piłkarskimi. Stąd też stabilna i rozsądnie zarządzana liga niemiecka w czasach kryzysu przeżywała prawdziwy rozkwit, a po zakończeniu kryzysu znowu wraca do roli europejskiego przeciętniaka. Jeden dominator i banda umierających słabeuszy dalej, czyli jak było już kilka lat temu.
>>>Kubica znowu rozbija samochód! Urwał koło!
Trudno się dziwić. Niemcy chyba wciąż nie rozumieją, że stagnacja - przynajmniej z kapitalistycznego punktu widzenia - oznacza pozostawanie w recesji. Nie wierzycie? Zapytajcie przeciętnego Niemca kiedy ostatni raz dostał podwyżkę. Podpowiemy: szukajcie w przedziale 40+. Młodsi już się nie załapali.
Dlatego niezmiennie bawi nas konsekwentny lament Kloppa, który utrzymuje, że w starciu z bogatszymi nie ma szans. Pewnie nawet ma rację, ale nie do końca potrafimy sobie wyobrazić, dlaczego Real Madryt, którego rynkowa ekspansja rośnie, miałby solidaryzować z naszymi zachodni sąsiadami. Albo inaczej - czemu marginalizować Polaków, przecież my też nie mamy szans w starciu... z każdym.
>>>Ronaldo jak Zlatan! Kontuzjowany!
Może jesteśmy idealistami, ale dla nas sytuacja jest klarowna. Zarabiasz tyle, ile jesteś wart. W zarządach telewizji nie siedzą zadeklarowani kibice, a reklamodawcy płacą dokładnie tyle, na ile wyceniony jest reklamowy baner. Tak samo jest z kibicami. 50 zł za mecz polskiej Ekstraklasy? Bez żartów. 30 euro za pojedynek w Bundeslidze? Może być. Real Madryt za 300 euro? Wezmę dwa. Liczy się potencjał marketingowy i kibicowski, a także trudno definiowalne pojęcie marki i powiązana z tym reputacja. Klient nie jest naiwny. Chcesz więcej zarabiać: zagwarantuj więcej rozrywki.
A Jurgenowi Kloppowi odradzamy komunistyczne zapędy. Nikita Chruszczow powiedział kiedyś, że Związek Radziecki sprzeda zachodowi sznur, na którym powiesi kapitalistów. Skończyło się upadkiem producenta lin. I imperium.