Super Express: - Jak mało kto może pan porównać Ekstraklasę z 2. Bundesligą, bo pierwszych 6 kolejek sezonu grał pan w tej pierwszej a kolejnych sześć już w Niemczech. Która liga jest mocniejsza?
Damian Michalski: - Zdecydowanie wyższy poziom jest w 2. Bundeslidze. Przede wszystkim szybciej operuje się tutaj piłką. Zawodnicy nie potrzebują 3-4 kontaktów jak w ekstraklasie, żeby przyjąć i odegrać piłkę, a wystarczą 1-2 kontakty. W 2. Bundeslidze jest dużo więcej jakości, szczególnie u ofensywnych zawodników. Bardzo często wchodzą w pojedynki 1 na 1, czego w ekstraklasie brakowało, a tutaj obojętnie która strefa na boisku, to próbują wchodzić w takie pojedynki i robić przewagę.
- No dobrze, to jak się stało, że Damian Michalski w polskiej ekstraklasie przez 3,5 roku strzela 7 bramek, a w 2. Bundeslidze w pięciu meczach trzy. W Niemczech powinno być trudniej...
- Może będę nieskromny, ale uważam, że mam bardzo dobry timing i umiejętność gry głową. Potrafię się odnajdywać w sytuacjach pod bramką, gdzie piłka często mnie szuka. A jeśli ktoś się zastanawia dlaczego tak szybko strzeliłem trzy gole, to odpowiem, że jakość dośrodkowań szczególnie ze stałych fragmentów jest na bardzo wysokim poziomie. Tutaj nie ma tak, że na pięć dośrodkowań tylko jedno trafi w punkt, ale na pięć, to cztery piłki są idealnie mierzone, dające możliwość strzelenia gola. Wierzę, że jestem w stanie strzelić dużo więcej i nie skończę sezonu z trzema, które mam na koncie.
- Dokładne dośrodkowania to jedyny powód tej skuteczności?
- Nie ukrywam, że stałe fragmenty są ćwiczone pode mnie. Trenujemy kilka wariantów, ale w większości piłka ma być kierowana do mnie.
- Z czego to wynika?
- Przed transferem do Furth trener Marc Schneider, dyrektor sportowy a także skauci robili dokładną analizę mojej osoby, oglądając mecze w Polsce. Zauważyli, że dobrze gram w powietrzu, wygrywam pojedynki główkowe, więc chcieli to wykorzystać i myślę, że od pierwszych treningów potwierdzam te umiejętności i stąd wykonywanie stałych fragmentów pode mnie. Zresztą od początku czułem, że klubowi z Furth zależy na mnie. Dyrektor sportowy Furth przyleciał do Płocka, przedstawił plan na mnie, co upewniło mnie, że to będzie dobry kierunek, a to dodaje pewności siebie na boisku.
- Od razu wskoczył pan do pierwszego składu, więc z aklimatyzacją nie ma chyba żadnych problemów. Zna pan język niemiecki?
- Niemieckiego nie znam, ale komunikacja na boisku i w szatni nie jest problemem, bo cały sztab trenerski i zawodnicy mówią po angielsku i daję radę. Jeśli potrzeba, to tłumaczenie poleceń przed treningiem czy meczem jest robione błyskawicznie. Podjąłem od razu naukę języka niemieckiego i myślę ,że w ciągu dwóch - trzech miesięcy będę mógł się w nim porozumiewać. W pewnym sensie w aklimatyzacji pomógł też Sebastian Boenisch, który w dużym stopniu pilotował mój transfer.
- Jak wyglądała pomoc piłkarza, który kiedyś grał w reprezentacji Polski?
- Dzięki niemu pojawił się temat przejścia do Furth, a później skontaktował się z moim menedżerem Marcinem Szymczykiem i sprawy potoczyły się szybko. Przed transferem rozmawiałem dużo z Sebastianem – czy kierunek transferu jest dobry dla mnie, i czy mogę w tym klubie się rozwinąć. Fajnie, że miałem taką możliwość rozmowy z kimś, kto na niemieckich boiskach rozegrał mnóstwo spotkań. Dalej mamy ze sobą kontakt i rozmawiamy praktycznie po każdym moim meczu.
- Jak organizacyjnie wygląda Greuther Furth, który jest spadkowiczem z Bundesligi z minionego sezonu?
- W pierwszych dniach byłem w lekkim szoku, gdy zobaczyłem całą bazę – boiska, odnowę biologiczną i pozostałą infrastrukturę, na tak wysokim poziomie. Co ważne, świadomość piłkarzy tutaj zdecydowanie się różni od tego co obserwowałem w Polsce. Tu jest pełny profesjonalizm. Nikt nikogo nie zmusza do niczego, bo piłkarze sami wiedzą, że przed treningiem należy przyjść się „porolować”, czy poćwiczyć na siłowni. Nie ma, że piłkarzy się pilnuje czy trzeba im kazać, bo mają zakodowane, żeby stać się lepszym zawodnikiem, to trzeba zrobić więcej niż tylko sam trening. Ta świadomość jest na dużo wyższym poziomie niż w Polsce.
- Jaki są pana cele w 2. Bundeslidze?
- Wierzę, że drużyna wróci na właściwe tory. Na razie wyniki są słabe, ale potencjał zespołu jest naprawdę duży. Wygraliśmy niedawno z czołowym zespołem ligi Paderbornem 2:1, a powinniśmy znacznie wyżej. Jestem spokojny, że wyniki przyjdą. Moim celem, wcale tego nie ukrywam, jest być zauważonym przez selekcjonera reprezentacji. Wierzę, że jeśli podtrzymam dyspozycję z pierwszych meczów, a drużyna będzie lepiej punktować, to będzie zauważone prędzej czy później przez selekcjonera. Uważam, że nawet z II ligi w Niemczech można trafić do kadry, czego przykładami są reprezentanci z Tunezji i Szwecji z mojego klubu.