Spis treści
- Krwawy finał Pucharu Europy: Geneza konfliktu
- Sektor „Z” – pułapka bez wyjścia
- „Dzień, w którym umarł futbol” – wstrząsające relacje
- Zbigniew Boniek: „UEFA nam nakazała grać”
- Puchar zdobyty w cieniu tragedii, gorzki triumf Juventusu
Jedyny gol dla Juve padł właśnie po akcji Polaka. Rzut karny za faul na nim wykorzystał Michel Platini i Włosi wygrali 1:0. Dziś VAR z pewnością „naprostowałby” decyzję szwajcarskiego arbitra Andre Dainy, bo przewinienie na „Zibim” nastąpiło tuż przed linią pola karnego; dopiero sam upadek – już w „szesnastce”. W pomeczowych relacjach do samego przebiegu gry – i do tej sytuacji – nie przywiązywano jednak wielkiej wagi wobec hekatomby, jaka wydarzyła się wcześniej.
Krwawy finał Pucharu Europy: Geneza konfliktu
Genezy dramatycznych wydarzeń trzeba szukać dwanaście miesięcy wstecz. W finale Pucharu Europy 1984 „The Reds” na rzymskim Stadio Olimpico w serii „jedenastek” pokonali Romę. Sympatycy gości po spotkaniu zostali na ulicach miasta zaatakowani przez fanów gospodarzy, którzy we własnych samochodach, zaparkowanych w okolicach stadionu, zgromadzili prawdziwy arsenał: kije, pałki, metalowe pręty itp.
Dantejskie sceny we Wrocławiu przed finałem LK. Latające krzesełka, armatki wodne w akcji [WIDEO, GALERIA]
W tej sytuacji przedstawiciele liverpoolskiego klubu ostrzegali UEFA i brukselskich organizatorów finału PE’85 przed chęcią rewanżu angielskich „hooligans” na włoskich „tifosi”. Ich zdaniem wybudowany ponad pół wieku wcześniej obiekt nie był przygotowany na ugoszczenie zaantagonizowanych grup kibicowskich. Ostrzeżenia zostały jednak zbagatelizowane, a zgromadzone belgijskie siły policyjne i porządkowe okazały się zbyt mało liczne, by zapobiec tragedii.
Sektor „Z” – pułapka bez wyjścia
Co prawda obie zwaśnione nacje zostały posadzone za przeciwległymi bramkami, ale w sektorze „Z”, graniczącym z sektorami fanów angielskich, znaleźli się przede wszystkim włoscy imigranci, od lat mieszkający w Brukseli. Wszyscy oni bilety na ten sektor odkupili od Belgów, często z wielokrotnym przebiciem w stosunku do podstawowej ceny.
I to właśnie w tej części stadionu ok. 19.30, a więc na 45 minut przed planowanym pierwszym gwizdkiem, rozpoczął się dramat. W większości pijani przybysze z Wysp zaczęli – mimo siatki odgradzającej sektory – rzucać w kierunku sąsiadów butelkami i kawałkami betonu. Stan techniczny betonowych stopni był bowiem fatalny, bez problemu kruszono ich fragmenty i używano w roli „pocisków”.
„Dzień, w którym umarł futbol” – wstrząsające relacje
Za chwilę wspomniane metalowe ogrodzenie nie wytrzymało naporu Anglików. Włosi w panice rzucili się do ucieczki. Niektórzy próbowali wspiąć się na trzymetrowy mur na koronie obiektu, inni wybrali drogę w kierunku murawy, od której trybuny ogrodzone były półtorametrowym murem. Tenże w końcu nie wytrzymał naporu uciekających i runął, przygniatając wielu, którzy już go sforsowali bądź byli w trakcie tej czynności.
To właśnie w tym momencie nastąpiła hekatomba. Wielu kibiców zginęło pod ciężarem muru, jeszcze inni zostali po prostu stratowani przez kolejne fale ludzkie, próbujące znaleźć bezpieczne schronienie na murawie. To była sceny z wojny, a nie piłkarskiego meczu. Najbardziej przejmujący tytuł następnego dnia stał się udziałem „Daily Mirror”. Angielski dziennik obrazki z Heysel zatytułował: „Dzień, w którym umarł futbol”…
Służby porządkowe okazały się kompletnie niewydolne. Zabrakło też – co pokazały kolejne minuty – odpowiedniej liczby karetek i pracowników służb medycznych. W efekcie bilans był porażający: zginęło 39 osób. Wśród ofiar przeważali Włosi: zginęło ich, w ty m 11-letni Andrea Casula. Śmierć ponieśli także Belgowie, Francuzi i jeden obywatel Irlandii Północnej.
Kulisy wielkiego zamieszania podczas finału Pucharu Polski. Prawie setka zatrzymanych, łamanie ustaleń, a na końcu spalone krzesła
Po względnym opanowaniu sytuacji, organizatorzy (w tym włodarze UEFA), obawiający się ponownego zaognienia się sytuacji lub rozprzestrzenienia się zamieszek poza stadion, nakazali obu drużynom wyjście na murawę, z której wcześniej usunięto zmarłych i rannych (było ich ponad 600).
Zbigniew Boniek: „UEFA nam nakazała grać”
„Proszę nie wierzyć nikomu, kto mówi, że w tym całym zamieszaniu trudno było zorientować się dokładnie, co się stało. Wiedzieliśmy, na 99,9 procent, co się wydarzyło: śmierć, powaga sytuacji, wybuchowa atmosfera wisiały nad stadionem. Wiedzieliśmy wszystko i nie chcieliśmy grać ani my, ani Liverpool. UEFA nam nakazała. Powiedziano, że jeśli nie wyjdziemy na boisko, sytuacja jeszcze się pogorszy. Telefonów komórkowych jeszcze wtedy nie było i wielu fanów Juventusu nie wiedziało, ilu ludzi zginęło w sektorze „Z”. Człowiek z UEFA powiedział mi – jeśli odmówicie gry, oni się o tym dowiedzą” – to wypowiedź Zbigniewa Bońka, wygłoszona w 20. rocznicę tragedii na Heysel.
Puchar zdobyty w cieniu tragedii, gorzki triumf Juventusu
No więc ostatecznie o 21.40 – a więc niemal z półtoragodzinnym opóźnieniem – obie drużyny wybiegły na murawę. Krótko przed północą wspomniany Michel Platini, kapitan mistrza Włoch, odebrał okazałe trofeum. Próżno jednak było szukać na jego twarzy – i któregokolwiek z kolegów – radości z tego faktu…
Awantura kibiców przed meczem Chelsea - Betis
