W poprzednim sezonie Bayern Monachium w cuglach wygrał Bundesligę, dlatego też kibice innych klubów mieli nadzieję, że w rozgrywkach 2018/2019 wreszcie ktoś zdetronizuje Bawarczyków. I już pierwszy mecz pokazał, że wcale nie muszą być oni niepokonani. Bo przeciwko Hoffenheim na swoim stadionie długo wyglądali, jakby jeszcze byli na wakacjach.
Owszem, mieli wręcz przytłaczającą przewagę, szczególnie w posiadaniu piłki, ale nie przekładało się to na gole. Bo mocno męczyli się z twardą obroną gości. Na dodatek podopieczni Juliana Nagelsmanna mądrze przesuwali się w defensywie i odcinali rywalom drogę do prostopadłych podań. Ale dało się też dostrzec jedną rzecz, jaką zdołał wypracować latem Niko Kovac. A były to stałe fragmenty gry.
Bo po nich gospodarze stwarzali najwięcej zagrożenia. I w 23. minucie udało się to przekuć w gola. Po dośrodkowaniu Joshuy Kimmicha Thomas Muller celnie uderzył głową i dał swojej drużynie prowadzenie. Później okazję miał jeszcze Kingsley Coman, jednak jemu akurat nie udało się pokonać Olivera Baumanna. Do przerwy więc Bayern prowadził, ale dominował dość zdecydowanie. Wydawało się, że Hoffenheim raczej nie zdoła się postawić, jednak druga część gry pokazała, że Bawarczycy nawet na swoim stadionie nie muszą być niepokonani.
Przyjezdni zdecydowanie zaatakowali i kilkanaście minut po wznowieniu gry przełożyło się to na gola. Adam Szalai po ładnej akcji całej drużyny i skutecznym dryblingu w polu karnym pokonał Manuela Neuera mocnym strzałem w długi róg. Podopieczni Nagelsmanna ruszyli na rywali, którzy wydawali się zaskoczeni i stłamszeni. I choć dostali nieco wiatru w żagle, to jednak nie zdołali tego wykorzystać.
Kolejne minuty przyniosły nam też sporo kontrowersji i zamieszania z sędziami w rolach głównych. Na kilkanaście minut przed końcem meczu Franck Ribery wpadł w pole karne, ale po starciu z rywalem runął na murawę. Wykorzystał to, że zawodnik Hoffenheim się poślizgnął, i po prostu się o niego potknął. Arbiter zdecydował się zaś na podyktowanie "jedenastki". Dość kontrowersyjnej. Ale VAR nie zdecydował się zareagować. Do piłki podszedł więc Robert Lewandowski, jednak Baumann obronił jego uderzenie! Dobitka Arjena Robbena była już skuteczna, ale po chwili gol został anulowany. Okazało się, że podczas strzału "Lewego" Holender zbyt szybko wbiegł w "szesnastkę", przez co ten stały fragment musiał zostać powtórzony. Po chwili Polak się już nie pomylił i mógł cieszyć się z bramki.
Niedługo później znów mieliśmy interwencję VAR. Leon Goretza uderzył piłkę z dystansu, ta odbiła się od Mullera i wpadła do bramki. Początkowo bramka została uznana, ale powtórki pokazały, że Niemiec odbił futbolówkę ręką, przez co na tablicy znów był wynik 2:1, zamiast 3:1. Ale i to się niebawem zmieniło. Po szybkim wrzucie z autu wspomniany Muller bez przyjęcia podał do Robbena, a ten wreszcie wpisał się na listę strzelców.
Po kilku minutach spotkanie się zakończyło, a Bayern - choć nie zachwycił - może się cieszyć z trzech punktów. Mimo to Niko Kovac ma jeszcze sporo pracy ze swoimi piłkarzami. Bo w formie z dziś z silniejszymi rywalami może być Bawarczykom naprawdę ciężko.
BAYERN MONACHIUM - HOFFENHEIM 3:1 (1:0)
Bramki: Thomas Muller 23, Robert Lewandowski 82, Arjen Robben 91 - Adam Szalai 57
Żółte kartki: Thomas Muller - Kasim Adams (47. Akpoguma), Leonardo Bittencourt, Pavel Kaderabek, Nico Schulz
Bayern: Neuer – Kimmich, Sule, Boateng, Alaba – Martinez (67. Goretzka) – Coman (49. Robben), Muller, Thiago, Ribery (83. Rodriguez) – Lewandowski
Hoffenheim: Baumann – Bicakcić, Vogt (74. Nordtveit), Adams (67. Akpoguma) – Kaderabek, Bittencourt, Grillitsch, Grifo (46. Zuber), Schulz – Joelinton, Szalai