- Chcemy powiedzieć wszystkim, że nie zamierzamy dłużej tego znosić. Nie pozwolimy sobie na poniżanie i oszczerstwa. Będziemy bronić naszych piłkarzy, trenera i cały klub. Nie chcemy winić mediów, ale chcemy, żebyście mówili o faktach. Jak gramy źle, nie zasługujemy na pochwały. Ale bezpodstawnie niszczycie pewność siebie profesjonalistów, którzy się z nami identyfikują - grzmiał do mikrofonu Karl-Heinz Rummenigge podczas konferencji prasowej na Allianz Arena. Szefowie Bayernu Monachium nie mogli znieść, że dziennikarze krytykują zespół. Ale czy nie mieli do tego prawa? Po siedmiu kolejkach Bawarczycy zajmują szóśte miejsce w tabeli Bundesligi, a styl gry ekipy Niko Kovaca nikogo optymizmem napawać nie może.
To nie był koniec. Dziennikarze nie pozostawali dłużni i wytykali władzom klubu przeróżne dziwne decyzje. Na pytanie czy sprzedaż Juana Bernata nie była zbyt pochopna, usłyszeli odpowiedź z ust Uliego Hoenessa: - Niemal w pojedynkę był odpowiedzialny za fakt, że prawie odpadliśmy z Sevillą w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Szefowie klubu szli jeszcze dalej. Gdy przedstawiciele mediów nie odpuszczali, to straszyli ich... konstytucją!
Rzecz jasna oberwało się także Niko Kovacowi. Za naszą zachodnią granicą coraz powszechniejsza jest opinia, że Bayern Monachium to dla Chorwata za duże buty. Przeciwnego zdania jest jeden z dyrektorów. - Zostałem oskarżony o wiele rzeczy związanych z trenerem Niko Kovacem. My doceniamy jego pracę. To, co mówicie na jego temat jest szokujące i poniżające. Ta krytyka mnie boli i zamierzam go bronić - powiedział Hasan Salihamidzić, dolewając oliwy do ognia na konferencji.