"Super Express": - Jak złapałeś tak świetną formę?
Adam Gyurcso: - Decydujące było to, że. nie pojechałem z kadrą Węgier na finały Euro! Mocno mnie to przybiło, ale zrozumiałem, że tak dalej być nie może, muszę coś zmienić w swojej karierze. Zacząłem jeszcze ciężej pracować na treningach i chyba daje to efekty.
- Niedawno narzekałeś, że bardzo męczące - z racji dużych odległości - są dla ciebie podróże na mecze w Polsce...
- Bo tak było, jeździliśmy autokarem 10-11 godzin na mecz. A na Węgrzech maksymalnie podróżowałem trzy godziny. Teraz jest lepiej, bo nauczyłem się relaksować w podróży. Potrafię "wyłączyć" głowę i czuję, że odpoczywam.
- Kibice Pogoni obawiają się, że jeszcze 2-3 takie mecze, jak przeciwko Wiśle, i odejdziesz do mocniejszego klubu. Jakie masz plany?
- Nie mam. żadnych i mówię to serio. Mecz z Wisłą nam wyszedł, ale to już historia. W każdym kolejnym musimy potwierdzać dobrą formę, bo kibice szybko zapomną, jak graliśmy z Wisłą. Nie myślę, co będzie za 3 albo 6 miesięcy, bo to nieprofesjonalne.
- Kiedyś marzyłeś o grze w Primiera Division. Aktualne?
- Oczywiście, piłkarz musi mieć marzenia. Jeśli je masz, to poprawiasz swoje umiejętności. Ligę hiszpańską uważam za najlepszą i najbardziej widowiskową.
- Podczas meczu Węgry - Andora, w którym strzeliłeś gola, wasi kibice krzyczeli "Polska, Polska". Słyszałeś to z murawy?
- Nie, byłem zaabsorbowany grą. Dowiedziałem się o tym od kolegów i kibiców. Podobno w rewanżu polscy kibice podczas meczu Polska - Rumunia skandowali: "Węgry, Węgry". To bardzo sympatyczne i potwierdza wzajemny szacunek Polaków i Węgrów.
- Żyjąc w Polsce, dochodzisz do podobnych wniosków?
- Tak, czuję się w Polsce znakomicie. Ludzie uśmiechają się, pozdrawiają mnie, a także gratulują dobrej gry. Nawet jeszcze przed meczem z Wisłą (śmiech).