„Super Express”: Czy mecz z Pogonią był najlepszym meczem Stali w tym sezonie?
- Pod kątem rozmiarów wygranej, dramaturgii i pięknych goli to najlepszy, ale Pogoń też miała swoje sytuacje i w pewnym fragmencie tego spotkania ten mecz mógł się rozegrać inaczej. Pogoń nie wykorzystała jednak swoich sytuacji i na szczęście to historia. Wygraliśmy w efektownym stylu. Jesteśmy niewygodnym rywalem dla wszystkich i potwierdziliśmy to w tym spotkaniu.
- Złapał się Pan za głowę, patrząc na rajd Saida Hamulicia?
- Wszyscy są zaskoczeni, że Said strzelił w taki sposób. Ja za to oglądając go podczas jego występów na Litwie, widziałem co najmniej dwa takie gole. Dlatego nie byłem w sobotę zaskoczony.
- Jak się wynajduje takich piłkarzy?
- Said pojawił się u nas pół roku wcześniej na trzydniowych testach, ale ze względów formalnych nie byliśmy w stanie go sprowadzić, a byliśmy zdecydowani. Wrócił na Litwę, potwierdził swoją dyspozycję i latem można było go ściągnąć. Już przebywał w Polsce, w innym klubie, ale tam się na niego nie zdecydowali. My po trzech dniach byliśmy pewni, że go chcemy. Potwierdza to, co grał na Litwie, bo tam trafiał do siatki w co drugim meczu.
Wielkie wyróżnienie dla polskiego arbitra. Sędziuje mecz drużyny Lewandowskiego o wielką stawkę
- Ponoć w meczu z Pogonią biegł z prędkością 34 km/h… Są szybsi w Mielcu?
- Said Jest szybki, ale nie wiem, czy w Stali są szybsi. Na pewno szybszy jest Pontus Almqvist, który biegł 36 km/h. Nie mogliśmy go dogonić, dlatego asystował przy golu Kamila Grosickiego. Na szczęście następnych okazji nie wykorzystał.
- Dostała się bura w szatni Arkadiuszowi Kasperkiewiczowi za ten brutalny faul i czerwoną kartkę?
- Nie pochwalam tego zagrania, natomiast rozumiem, że to się zdarza. Widziałem powtórki wideo. Uważam, że to nie był złośliwy faul. Arek nie chciał nikogo skrzywdzić. Starał się schować nogi, ale trafił w nogę postawną i po analizie wideo postanowiono mu dać czerwoną.
- Na początku sezonu wszyscy wskazywali Stal jako kandydata do spadku, ale start ligi był imponujący, Bał się pan po meczu z Piastem Gliwice (0:4), że teraz będzie tylko gorzej?
- Jak bym się bał, to bym nie pracował w Stali. Tutaj warunki są trudniejsze niż w większości polskich klubów, mając na myśli możliwości finansowe. Podjęliśmy walkę i zaczęliśmy sezon dobrze. Ok, przegraliśmy z Piastem 0:4, ale to nie zmieniło mojego podejścia, bo o ile dobrze pamiętam, to nawet nasze posiadanie piłki to było około 60 proc. czasu. Straciliśmy proste bramki po bardzo prostych indywidualnych błędach. Nikt nie lubi przegrywać, ale jeśli mamy przegrać 0:1 i nie stwarzać sytuacji, to ja wolę przegrać 0:3 lub 0:4 i grać w piłkę. Ten mecz nie był alarmem, alarmem mógł być następny mecz z Jagiellonią Białystok. Był moment, że trzeba było się podnieść mentalnie, ale drużyna świetnie zareagowała podczas tej przerwy na zgrupowania reprezentacji, stąd dwie ostatnie wygrane.
- Rzadko się Pan uśmiecha, taka wygrana z Pogonią jednak poprawiła humor?
- Uśmiecham się bardzo często, często również pożartuję, pytajcie zawodników! Nawet w sytuacjach nietypowych. Pracując w Stali, trzeba myśleć dwa kroki do przodu, stąd może moja taka mina „skupionego”, bo nie mogę spocząć na laurach. Patrząc na nasze możliwości, muszę na wszystko reagować dużo szybciej.
- Kto w szatni Stali jest tym największym żartownisiem?
- Trudno wskazać jednego, ale na pewno takim człowiekiem z dużym dystansem do siebie jest Mateusz Mak. Myślę, że szatnia jest bardzo dobra. Atmosfera jest fajna i z przyjemnością przychodzi się do pracy.
- Cele Stali to coś więcej niż utrzymanie?
- Wygraliśmy z Lechem Poznań i Pogonią Szczecin, więc gramy o mistrzostwo! A tak poważnie mówiąc, to mocno stąpamy po ziemi, a naszym celem nadrzędnym jest utrzymanie. Jeśli je sobie zapewnimy, będzie zastanawiać się co dalej zrobić. Budujemy drużynę, która jeszcze na pewno przegra, ale chcemy wygrywać jak najwięcej.
Zaledwie 24-letni piłkarz ma olbrzymie problemy z sercem. To koniec kariery