„Super Express”: - Trzeba przyznać, że w przedostatniej kolejce nieźle przećwiczyliście w Katowicach (2:2) cierpliwość waszych fanów!
Antoni Kozubal: - To była „próba charakteru” (śmiech). Bardzo się cieszyłem, że dwa razy udało się nam „dogonić” GKS. Taki scenariusz meczu, w którym udaje się odrabiać straty, zawsze bardzo buduje zespół. Wszystko mamy w swoich rękach i nogach, to jest najważniejsze.
- Katowice były ważnym etapem pańskiego rozwoju, prawda?
- Noc poprzedzającą spotkanie spędziliśmy w jednym z katowickich hoteli. Spojrzałem z góry na Katowice i natychmiast powróciły wszystkie fajne uczucia i emocje, które mi tu przez półtora roku towarzyszyły.
- A potem miejscowi kibice przywitali pana brawami i skandowaniem pańskiego nazwiska.
- Szczerze? Nie słyszałem tego. Ale jeżeli tak, to był to bardzo miły akcent. Wszyscy w drużynie napisaliśmy w poprzednim sezonie bardzo fajną historię.
- Dziś pisze pan kolejną, w Lechu. W środku pola, wobec licznych kontuzji, właściwie tylko pan - na spółkę z Afonso Sousą – ciągnie zespół. Trudna rola?
- Na pewno bardzo pomagają nam kolejne wyniki. Umacniają mentalnie: ten remis „dogoniony” w Katowicach, wcześniej wygrana w Warszawie… Kilka ciężarów trzeba było dźwigać, ale od ładnych kilku kolejek – mimo tych problemów – dobrze ta nasza gra wygląda.
- Jesteście trzy punkty od mistrzostwa Polski. Jak mijały w szatni kolejne dni, dzielące waś od meczu z Piastem?
- Każdy z nas potrzebuje innego podejścia do czekającego go spotkania. Ja mogę mówić za siebie: mam potrzebę spokojnego przygotowania się do gry, bez emocji. Więc i do meczu z Piastem podchodzę na chłodno.
- Pan już ma w CV tytuł mistrzowski, który w 2022 roku dało panu… 19 minut na boisku. Złoty medal wisi w domu?
- Wisi, oczywiście. Fajnie by było dodać kolejny. Tym bardziej, że zostałby już dużo mocniej w sercu i byłby „wybiegany” na boisku. Wydaje mi się, że gram wymarzony sezon, a mistrzostwo byłoby jego ukoronowaniem.
Piękna partnerka piłkarza Lecha Poznań, Afonso Sousy
