"Super Express": - Jest pan piłkarzem Zorii Ługańsk. Gdzie pan obecnie przebywa?
Dmytro Chomczenowskij: - Mieszkam w Zaporożu, mieście położonym w południowo-wschodniej części Ukrainy. Na razie wojna do nas nie dotarła. Natomiast moja rodzina znajduje się obecnie w okolicach Doniecka i słyszą wystrzały, spadające bomby. Są przerwy w dostawach prądu i wody. Co raz ogłaszana jest ewakuacja do schronów. Na razie nie ma zbyt wielu informacji, ale coraz głośniej mówi się, że wojska rosyjskie są coraz bliżej nas.
- W czwartek doszło do rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jak to wygląda z pana perspektywy?
- Tak jak wspomniałem w Zaporożu nie widziałem wojskowych kolumn, nie słyszałem wybuchów. Na razie w naszym mieście panuje spokój, ale mamy dostęp do mediów, widzimy co się dzieje. Obecnie Rosjanie przypuszczają atak na duże miasta, takie jak Kijów, Charków, Ługańsk, czy Donieck. Wszyscy żyjemy w niepewności i strachu. Nie wiemy co nam przyniesie jutro.
Ukraiński piłkarz Wiktor Putin o agresji Rosji. "Nie może być tak, że dzieją się takie rzeczy"
- Zapadła decyzja o wstrzymaniu rozgrywek piłkarskich na terenie Ukrainy, z czym akurat trudno dyskutować.
- Zgadza się. To dla nas bardzo trudny czas. Niezależnie czym się zajmujemy, boimy się o to, co może przynieść kolejny dzień.
- Jeszcze kilka tygodni temu uczestniczyłeś w rozgrywkach Ligi Konferencji, mierząc się m.in. z AS Roma. Teraz stara się pan uniknąć wojny.
- Jeżeli mam być szczery to, co się dzieje obecnie nie do końca do mnie dociera. Czasami wydaje mi się, że to jakiś koszmar, z którego lada moment się wybudzę. Niestety, rzeczywistość jest zupełnie inna. Trudno w to wszystko uwierzyć, ale tak niestety jest.
- Prawie cały świat opowiada się po stronie Ukrainy.
- Bardzo dziękuję za każde słowa wsparcia. W takim momencie jak ten są one bardzo ważne, dla nas Ukraińców, a także dla mnie osobiście oraz mojej rodziny.