Oleksandr Szeweluchin

i

Autor: Cyfrasport Oleksandr Szeweluchin

Mocne stanowiska byłego ukraińskiego piłkarza Górnika Zabrze. "Patrzyliśmy, jak agresor ściąga nam spodnie"

2022-02-24 16:10

Z Ołeksandrem Szeweluchinem (40 l.), ukraińskim piłkarzem mieszkającym w Polsce od ponad dekady, przez kilka lat występującym w szeregach zabrzańskiego Górnika, a teraz pracującym jako trener, rozmawialiśmy w środowy wieczór; dziesięć godzin przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na jego ojczyznę. O ówczesnej sytuacji mówił bez emocji; mając zarazem z tyłu głowy myśl o tym, że jego żona z trójką dzieci przebywa u rodziny w Kijowie. Może dlatego parę razy powtórzyła się w jego słowach fraza: „Nie wierzę w wojnę”. To dramatyczny dowód niezwykłych i porażających chwil, w jakich żyjemy...

"Super Express": - Chciałoby się porozmawiać tylko o piłce; o pierwszoligowym GKS Jastrzębie, gdzie jest pan od dwóch miesięcy członkiem sztabu szkoleniowego; o nadziejach reprezentacji Ukrainy na zwycięskie baraże o mundial w Katarze. Ale.... polityka nie pozwala. Jest pan w łączności z rodzicami w Kijowie? Ze przyjaciółmi w ojczyźnie? Jakie nastroje tam panują?

Oleksandr Szeweluchin: - Oczywiście – generalnie – ludziom nie podoba się to, co się dzieje na wschodzie Ukrainy. Nikt nie chce wojny. Nie chce jej do tego stopnia, że zdarzają się głosy: „Jeśli przyjdzie Rosja, też wytrzymamy”. Nie jest to powszechna opinia, ale część mieszkańców kraju naprawdę tak myśli i mówi.

- Rosja przyszła parę dni wstecz, zabierając samozwańcze republiki.

- Uznanie „niezależności” Ługańska i Doniecka to tylko formalność; Putin „klepnął” stan faktyczny. Nikt dwa czy trzy dni temu nie przesuwał słupów granicznych. Przesunięto je osiem lat temu. Wyjaśniło się jednoznacznie to, co przez osiem lat trwało w zawieszeniu.

- Gorzki realizm polityczny przez pana przemawia...

- Owszem. Wie pan, ja do 9. roku życia żyłem w Związku Radzieckim i co nieco jeszcze z tamtej epoki pamiętam. Potem dorastałem w niepodległej Ukrainie, od dziesięciu lat mieszkam w Polsce. Obserwowałem więc z bliska te trzy rzeczywistości. I mam wrażenie, że Ukraina – moja ojczyzna – nie najlepiej przez 30 lat swego istnienia dbała o tę swoją niezależność. W czasie tej wolności brakowało nam – po pierwsze – takiej twardej ręki i twardych działań, jakie prezentuje teraz rosyjski prezydent, i brakowało nam decyzyjności.

Wiktor Putin o agresji na Ukrainę. Rosjanie zostawcie nasz kraj!

- Co pan ma na myśli, mówiąc o braku twardej ręki?

- Zaniedbana została praca nad kształtowaniem ukraińskiej tożsamości. Zamiast tego, zachłysnęliśmy się słowem „demokracja”, chcieliśmy być tacy ładni, na wzór zachodni. Dziś ta demokracja jest, a my... cierpimy w wyniku jej nadmiaru. Bez głosu sprzeciwu tolerowaliśmy przez ćwierć wieku fakt, że 50 procent ludzi na Ukrainie woli mówić po rosyjsku. Że w telewizji ukraińskiej język rosyjski wśród zapraszanych gości był traktowany na równi z ukraińskim. ZSRR skończył się, gdy miałem – jak już mówiłem – dziewięć. I wie pan co? Przez kolejnych kilka lat lekcje matematyki – a nawet historii Ukrainy! - w moich szkołach prowadzone były po rosyjsku. Czy można się więc dziwić, że Putin bardzo cynicznie wykorzystuje teraz te fakty w swej propagandzie, by znaleźć pretekst do agresji? „Skoro ci ludzie wolą mówić po rosyjsku, to czują się Rosjanami. I ja muszę ich bronić” - mówi. Propagandę zresztą ma świetną. Kiedy przyjechałem do Polski, mogłem jeszcze złapać na jednej z platform cyfrowych telewizję ukraińskojęzyczną. Potem z niej zniknęła; są za to trzy rosyjskojęzyczne. Zabrakło nam – jako nacji – czujności. I zabrakło przywództwa, które by ową twardą ręką o ukraińską tożsamość społeczeństwa zadbało.

- A jak pan rozumie „brak decyzyjności”?

- Dziś wiemy, że kiedy w 2014 roku Rosjanie zajmowali Krym, mogliśmy o niego skuteczniej powalczyć. Ale nie było nikogo, kto twardo postawiłby się agresorowi. Staliśmy tylko i patrzyliśmy, jak ten agresor ściąga nam spodnie.

Zdzisław Kręcina o agresji Rosji na Ukrainie. Były sekretarz generalny PZPN o polityce władz FIFA

Trwa konflikt Rosja-Ukraina

i

Autor: EPA/SERGEY DOLZHENKO Trwa konflikt Rosja-Ukraina

- Smutny trochę ten obraz, który pan narysował...

- Smutny, prawda? Jest oczywiście i druga strona medalu, czyli druga część społeczeństwa. Po to była „pomarańczowa rewolucja”, bo ta część nie chciała się godzić z będącą poradzieckim „spadkiem” korupcją, fałszowaniem wyborów itp. Za dobrą monetę braliśmy po tej rewolucji zapowiedzi władz, że idziemy w stronę Zachodu, NATO, Unii Europejskiej. Ale potem u steru kraju pojawił się Janukowycz. Nie wiem, co go łączyło z Rosją; może zwyczajnie bał się Putina. W każdym razie potrzebny był Majdan, żeby znów przywrócić nadzieję na kierunek zachodni w rozwoju kraju. Bo my nie chcieliśmy – i wierzę, że mówię o zdecydowanej większości moich rodaków – być dalej pod spuścizną sowieckiego buta. Nie chcieliśmy słuchać zapewnień sąsiada, że jesteśmy braterskimi narodami. My to Ukraińcy, oni – Rosjanie. I koniec! Czechosłowacja była jednym krajem przez kilkadziesiąt lat, ale w końcu pokojowo się podzieliła, a oba państwa na tym podziale zyskały. Przede wszystkim jednak Słowacy nie chcą, by nazywać ich Czechami, i odwrotnie. Nie próbują sobie te nacje nawzajem narzucać czegokolwiek. A nam wciąż serwowało się tę narrację o „bratnich narodach”...

- Czemuż więc nie udało się – bo się nie udało, jeśli dobrze rozumiem to, co pan mówi – do dziś zbudować silnego poczucia narodowej tożsamości wśród mieszkańców zamieszkujących tereny w granicach Ukrainy?

- Bo z dużym opóźnieniem się za to wzięto. Wielką zasługą poprzedniego prezydenta, Petra Poroszenki, było wynegocjowanie możliwości bezwizowego przekraczania granicy ukraińsko-unijnej. Co prawda można było wjechać do Unii Europejskiej tylko na 90 dni, ale to wystarczyło, by Ukraińcy zobaczyli, że można żyć inaczej, niż u nich w kraju. Zaczęło dorastać pokolenie marzące o życiu według zachodnich wzorów, próbujące odmienić mentalność w narodzie. Tylko... zabrakło nam czasu na pełną reformę tej mentalności. Najpierw przyszły ograniczenia związane z pandemią, a teraz rosyjskie zagrożenie. Ukraińców wciąż trzeba edukować w zakresie własnej tożsamości; a propaganda rosyjska od lat bardzo to utrudnia.

Ihor Charatin o sytuacji na Ukrainie. Gwiazdor Legii z mocnym przesłaniem po inwazji Rosji [WIDEO]

Trwa konflikt Rosja-Ukraina

i

Autor: EPA/Ukrainian Embassy Trwa konflikt Rosja-Ukraina

- Kiedy w 2014 Rosja anektowała Krym, również i Ołeksandr Szeweluchin dostał wezwanie na wojskowe szkolenie, prawda?

- Owszem, przyszło do domu rodziców w Kijowie. Przedstawiłem wtedy stosowne dokumenty o tym, że mieszkam w Polsce, tu mam kontrakt zawodowy na grę w piłkę, i zwolniono mnie z tego obowiązku.

- Ale pańskiego brata już nie?

- Rzeczywiście. Dmitrij odbył owo szkolenie, jest zresztą do dziś pracownikiem służb mundurowych. Trzykrotnie już wysyłany był do Donbasu, choć akurat nie na pierwszą linię, bo tam trafiają wyłącznie zawodowi żołnierze.

- We wtorek prezydent Wołodymyr Zełenski wydał dekret o powołaniu do służby rezerwistów. Do rodziców przyszło pismo?

- Na razie nie. Jestem w stałym kontakcie z domem rodziców, bo wciąż przebywa tam moja żona z dziećmi. Sam ich tam zawiozłem na początku ferii na Śląsku, czyli półtora tygodnia temu; wrócą za parę dni.

- No to raczej niespokojne ma pan chwile...

- Na pewno na myśl o tym, że może tam spaść jakaś rakieta, puls mi przyspiesza. Ale ja nie wierzę w to, że te rakiety na Kijów spadną. Moim zdaniem Rosja będzie działać po cichu. Będzie próbować po cichu i stopniowo odrywać po kawałku Ukrainy.

Polska, Czechy i Szwecja jednoczą się przeciwko Rosji. Rzecznik PZPN o wspólnych działaniach

Oleksandr Szeweluchin

i

Autor: Cyfrasport Oleksandr Szeweluchin

- To wcale nie brzmi optymistyczniej niż otwarty konflikt...

- Nie brzmi, bo przecież mamy XXI wiek i chciałoby się wierzyć, że takie rzeczy dziś się nie zdarzają. Trzeba jednak być bardzo czujnym. Trzeba też zrobić wszystko, by jak najlepiej wykorzystać czas, w którym Rosja będzie chciała sięgnąć po kolejny kawałek mojego kraju. Musimy zacząć od siebie samych. Dużo rozmawiam z ludźmi mieszkającymi na Ukrainie; wciąż podkreślają, że głównym problemem jest korupcja; że nie można załatwić niczego oficjalnie, zgodnie z prawej, a jedynie „pod stołem”. Świat musi zobaczyć, że kraj już nie gnije od środka. Na to – jak powiedziałem – trzeba jednak czasu. Myślę pozytywnie: mam nadzieję, że go dostaniemy. Gdyby jednak miało dojść do konfrontacji militarnej, jestem spokojny o to, że tym razem Rosji nie poszłoby tak gładko, jak podczas inwazji na Krymie.

- Mieszka pan od dekady w Polsce. Myśleliście z małżonką o wystąpieniu o polskie obywatelstwo?

- Rzeczywiście, mocno się w ciągu dziesięciu lat tu zakorzeniliśmy. W Polsce urodziło się moje trzecie dziecko. Jest z tyłu głowy myśl o złożeniu takiego wniosku. Ale na razie tego nie zrobiliśmy.

- Na koniec – już stricte o piłce. Ukraina – jak Polacy – zagrać ma w marcu baraże o mundial. Reprezentanci będą w stanie skupić się na boiskowych zadaniach?

- Może w całej tej sytuacji łatwiej będzie im znaleźć w sobie motywację do pokazania, że jesteśmy zjednoczeni i potrafimy walczyć za ojczyznę? Na boisku i poza nim.

Portugalski trener odwiedzał rodzinę w Kijowie. Wstrząsające kulisy rosyjskiej inwazji, nagle spotkała go wojna

Sonda
Myślisz, że wojna przeniesie się również do innych państw?
Najnowsze