Maciej Szczęsny to niewątpliwie legenda polskiej piłki. Ojciec aktualnego reprezentanta Polski, Wojciecha, grał w największych klubach znad Wisły. Najwięcej meczów zanotował w barwach Legii Warszawa. Ze stołecznym klubem dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski. W 1996 roku zdecydował się na zmianę barw klubowych i przeszedł do Widzewa Łódź.
Niemcy w EKSTAZIE po występie Roberta Lewandowskiego! KOSMICZNE oceny!
A jak wiadomo kibice Legii i łódzkiego klubu nie darzą się sympatią. Co więcej, Szczęsny w 1997 roku ponownie został mistrzem Polski. Widzew tytuł zagwarantował sobie na stadionie Legii. Były bramkarz po latach wyznał, że to spotkanie mogło zakończyć się dla niego fatalnie. - Zaraz po nim dowiedziałem się, że kibole Legii od dawna byli umówieni, że jeśli Widzew wygra, to pójdą mi spalić chatę. Siadłem więc sobie w ustronnym miejscu w szatni i zadzwoniłem do prezesa Pawelca, tłumacząc, że z jednej strony chcę pojechać do Łodzi z chłopakami świętować, a z drugiej strony bardzo bym nie chciał, żeby mi bandyci spalili chatę, a w chacie kobietę - wyjawił Szczęsny w rozmowie z portalem sport.pl.
HORROR piłkarskiej gwiazdy. Przez złodziei stracił rzeczy warte MILIONY!
Pomoc przyszła z nieoczekiwanej strony. Bramkarz dostał numer do Leszka Millera, który wówczas pełnił funkcję ministra spraw wewnętrznych. Były premier zapewnił Szczęsnemu bezpieczeństwo. - Miller obiecał, że będzie pilnowane i chuligani szybko zostaną zniechęceni. Słowa dotrzymał. Przyjechali trzej panowie trzema tajnymi autami, ale tak ustawionymi, że jak grupki przychodziły, to widziały, jak z aut wychodzą postawni ludzie i się ze sobą komunikują. Chłopcy z szalikami po półtorej doby odpuścili - wyjawił były piłkarz Widzewa.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj