ŁKS wraca do elity

i

Autor: East News ŁKS wraca do elity

Dani Ramirez po awansie ŁKS: To najbardziej wyjątkowy moment w mojej karierze

2019-05-05 21:10

ŁKS Łódź zapewnił sobie w ten weekend awans do Ekstraklasy, a jednym z głównych architektów tego sukcesu jest Dani Ramirez (27 l.). Były zawodnik Realu Madryt strzelił 9 goli, zaliczył aż 16 asyst i wyrósł na gwiazdę pierwszej ligi. - To najbardziej wyjątkowy moment w mojej karierze - mówi "Super Expressowi" hiszpański pomocnik łódzkiej drużyny.

"Super Express": - Macie upragniony awans. Jak przebiegło świętowanie?
Dani Ramirez: - Bardzo dobrze. Najpierw świętowaliśmy w szatni, potem, po powrocie do Łodzi czekali na nas kibice. Wszystko wyglądało bardzo efektownie. A dziś mamy dzień wolny. Siedzę właśnie z moją ukochaną, pijemy kawę. To piękne chwile. Mogę nawet powiedzieć, że to najbardziej wyjątkowy moment w mojej karierze. Bo przecież przed sezonem mało kto na nas stawiał. Wydawało się, że ciężko będzie o kolejny awans, a tu proszę - zrobiliśmy to. To ważna sprawa dla nas, dla klubu, kibiców, dla miasta. Cieszę się nie tylko z awansu, ale z naszego stylu. Dziękuję losowi, że trafiłem do ŁKS, bo spotkałem tu bardzo dobrych piłkarzy i trenera, który postawił na efektowną grę, grę w piłkę, a to mi bardzo odpowiada.

- Jesteś jednym z najlepszych piłkarzy pierwszej ligi. 9 goli i 16 asyst robi wrażenie...
- A mam nadzieję, że na tym jeszcze nie koniec, że jeszcze coś dorzucę. Porównując moje obecne statystyki z poprzednimi sezonami to nie ma nawet o czym mówić. Ale wcześniej też sporo goli strzelałem, choćby będąc piłkarzem Realu Madryt. Potem, po kilku zmianach klubów, przyszło jednak załamanie. Był moment, w którym bardzo poważnie zastanawiałem się nad rzuceniem piłki.

- Poważnie? Aż tak źle było?
- Tak, było źle. Ten dołek miałem wtedy, gdy po Realu, Valencii i Getafe trafiłem do Internacionalu Madrid. To była trzecia liga. Wtedy się podłamałem, bo uważałem, że nie zasługuję na to, aby grać aż tak nisko... I to wtedy zastanawiałem się nad porzuceniem futbolu.

- Miałeś inny konkretny plan? Jaką pracę zamierzałeś wykonywać?
- Mam krewnych, którzy mają swoje firmy. Najprawdopodobniej trafiłbym do którejś z nich. Na szczęście w tamtych trudnych chwilach mogłem liczyć na rodzinę i moją ukochaną, to w dużej mierze dzięki nim przetrwałem nieciekawy okres i pozostałem przy piłce. Ukochana jest dla mnie bardzo ważna. Podziwiam ją za to, że rzuciła wszystko, zostawiła rodzinę i przyjechała ze mną do Polski. Jest na każdym meczu ŁKS, a wyjazdowe, jeśli jest taka możliwość, ogląda w Polsacie Sport. Jeśli mówi się, że za każdym dobrym piłkarzem stoi dobra, mądra kobieta, to w moim przypadku to się sprawdza w 100 procentach.

- Jesteś wychowankiem Leganes, ale w wieku 16 lat trafiłeś do Realu Madryt i spędziłeś tam siedem lat. Nigdy jednak nie przebiłeś się do pierwszego zespołu. To było siedem chudych lat?
- Wręcz przeciwnie! To było siedem perfekcyjnych lat. Byłem częścią największego klubu świata, najważniejszego klubu świata. To niezapomniane przeżycie. Każdy mały chłopiec marzy o grze w wielkim zespole, którego od zawsze był kibicem. Ja od małego byłem za Realem, więc trafienie do tego klubu było spełnieniem marzeń... To kim dziś jestem, jakim jestem piłkarzem, w dużej mierze zawdzięczam Realowi, to tam zostałem ukształtowany. Nigdy w życiu złego słowa na ten klub nie powiem!

- Miałeś okazję trenować z pierwszą drużyną. Który ze znanych piłkarzy robił na tobie największe wrażenie?
- W Realu był już wtedy Cristiano Ronaldo, więc on na pewno. Poza tym Benzema, Xabi Alonso... Gdybym miał wymienić jednego, obraziłbym wiele gwiazd (śmiech).

- Gdy trenowałeś z pierwszym zespołem, trenerem był Jose Mourinho. Jak go wspominasz?
- Zaznaczę od razu: trenowałem wtedy, gdy były duże braki, to znaczy wielu piłkarzy na kadrach narodowych itd. Ale Mourinho, trzeba przyznać, traktował nas po prostu normalnie. Gdy trenowaliśmy z "jedynką" byliśmy dla niego pełnoprawnymi członkami zespołu.

- Pytam o Mourinho, bo wiadomo, że wzbudza różne emocje...
- Często jest tak, że ktoś ocenia nas, piłkarzy, czy trenerów, tylko przez pryzmat telewizji, mediów, tak naprawdę nie znając dobrze tej osoby. Ja mogę powiedzieć, że dla mnie Mourinho to człowiek, który zabiłby dla swojego zespołu, dla swojej grupy. Szanuję go bardzo.

- Na Twitterze zamieściłeś ostatnio życzenia wspierające Ikera Casillasa, który przeszedł zawał serca. Poznałeś go osobiście?
- Nie bardzo. Ale to tak wielki piłkarz, tyle zrobił dla hiszpańskiego futbolu, że słowa wsparcia należą mu się od każdego hiszpańskiego piłkarza.

- Wracając do Polski. Przeglądając komentarze dotyczące twoich zagrań można przeczytać: mag, maestro, crack, król... Które ci się podoba najbardziej?
- (śmiech). Każde jest fajne, bo oznacza, że moja gra jest doceniana, że to co robię, ma sens. Bardzo miło słyszeć te pochwały...

- Czytałem też, że niektórzy wieszczą, że zostaniesz jedną z gwiazd Ekstraklasy. Pytanie czy przeskok o jeden poziom będzie duży czy niekoniecznie?
- Moim zdaniem niekoniecznie. Widać to choćby po meczach Pucharu Polski, gdzie pierwszoligowcy nie byli gromieni przez kluby z Ekstraklasy. My odpadliśmy z Lechem Poznań po dogrywce, a Raków pokonał kilku wielkich polskiej piłki. Nie było wielkiej różnicy.

- Niektórzy kibice zastanawiają się, czy nie sięgnie po ciebie mocniejszy klub. Kontrakt z ŁKS masz do lata 2020, tak?
- No właśnie nie jestem do końca pewien. Rok na pewno, a czy nie dwa - muszę dopytać moich menedżerów.

- A gdyby przyszła dobra oferta?
- To trzeba by usiąść i porozmawiać. Gdyby ktoś zapłacił za mnie ŁKS-owi dużo pieniędzy, to kto wie... Ja nie zamykam żadnych drzwi. Ale w tym momencie nastawiam się na grę w Ekstraklasie z ŁKS.

- Na co was będzie stać w Ekstraklasie?
- Mam nadzieję, że na coś więcej niż walkę o utrzymanie. Moim zdaniem z wyznaczaniem celów w piłce jest trochę jak z egzaminem: idąc na niego powinieneś celować w piątkę. Najwyżej dostaniesz trójkę, ale nie jedynkę. Bo jak się od razu nastawisz na trójkę, to możesz nie zdać. Dlatego mam nadzieję, że my będziemy celować wysoko, a najwyżej wylądujemy trochę niżej, ale nie na tyle nisko, aby spaść.

- Nie chcę zabrzmieć śmiesznie, ale jest coś co łączy ŁKS z Realem Madryt?
- Oczywiście skala pod każdym względem jest inna, ale... Widzę jedną taką cechę: w obu klubach piłkarze nie mają prawa narzekać. Warunki do treningów, organizacja. Pod tym względem ŁKS nie ma czego Realowi zazdrościć. Nam też niczego nie brakuje do wykonywania naszej pracy.

- Na Twitterze określasz siebie jako "wędkarz i myśliwy". To twoja pasja?
- Bardziej sposób na spędzanie wolnego czasu. Z rodziną, znajomymi... Ja nie mam jakichś górnolotnych marzeń, ale jednym z nich było kupienie łodzi, z której mógłbym wędkować. I to marzenie zrealizowałem. Tam gdzie mieszkam w Hiszpanii są piękne jeziora. Można się w cudowny sposób zrelaksować.

- A te polowania? To na co?
- Na to co można zjeść w gronie rodzinnym. Na przykład na króliki. Ktoś kupi go w supermarkecie, ktoś inny upoluje. Nie mam natomiast jakichś nie wiadomo jakich marzeń, żeby upolować wielkie zwierzę. Nie. Jak mówiłem, to forma spędzania czasu z bliskimi...

- A jak się odnajdujesz w Polsce poza boiskiem? Jak z językiem polskim? Do opanowania czy jest jak chiński?
- Nawet jak mandaryński (śmiech). Nie znam też zbyt dobrze angielskiego, więc łatwo mi nie jest, ale na szczęście większość z odprawy przedmeczowej już rozumiem.

- To jakie jest pierwsze polskie słowo, które przychodzi ci na myśl?
- "Dziękuję".

- Zaskoczyło cię coś w Polsce szczególnie?
- Sami Polacy! Myślałem, że jesteście chłodniejsi, z większą rezerwą. A tymczasem spotkałem tu bardzo fajnych, życzliwych, otwartych ludzi. To dla mnie wielkie zaskoczenie in plus. I właśnie dlatego tak dobrze się między wami czuję.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze