"Super Express": - Działacze Polonii prezentowali cię w mediach jako zachłannego, pazernego człowieka, który dla pieniędzy zgodzi się na wszystko. Woli być szykanowany, niż zrezygnować z wielkich zarobków i rozwiązać kontrakt.
Daniel Kokosiński: - Tak mówią ci, którzy mnie nie znają lub wierzą w wersję prezesa. Kiedy trener Bakero przesunął mnie do Młodej Ekstraklasy, pięć razy w tygodniu jeździłem do klubu i prosiłem, by mnie puścili na wypożyczenie. Prawie błagałem, by pozwolili mi odejść! Bez skutku. Powtarzano, że Polonia mnie nie puści, by nie przyznać się do transferowej pomyłki.
- Prezes Józef Wojciechowski często powtarzał, że klub wielokrotnie proponował ci rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron, a ty nie chciałeś odejść, bo nie masz honoru...
- W czerwcu 2010 roku wymusiłem spotkanie z zarządem. Przedstawiłem swoją propozycję rozwiązania umowy i usłyszałem, że za rezygnację z dwuletniego kontraktu mogę otrzymać uścisk dłoni jednego z działaczy! Który z piłkarzy dziś biegających po polach w Markach oddałby zagwarantowane pieniądze w zamian za podanie ręki?! Zarabiałem najmniej z całej drużyny, a i tak nie chciano dojść ze mną do porozumienia.
- I tak trafiłeś do niesławnego Klubu Kokosa.
- Nie lubię tego określenia. Jest złośliwe i niesprawiedliwe. Ale tak. Dostałem zakaz wchodzenia do szatni. Przebierałem się w siłowni i ćwiczyłem dwa razy dziennie po dwie i pół godziny pod nadzorem Jarosława Baki. Były dni, że nie miałem sił, żeby wstać z łóżka. Wykończono mnie psychicznie.
- Czujesz się ofiarą Józefa Wojciechowskiego?
- Najbardziej mnie boli, że nawet nie poznałem właściciela. Wiele razy prosiłem wiceprezesa Ciszewskiego o umówienie mnie z właścicielem, ale ten jak tylko słyszał nazwisko Wojciechowski, trząsł się ze strachu i zaczynał się jąkać, że szef nie ma czasu. Wszyscy w klubie chodzą na palcach, żeby nie podpaść prezesowi.
- Przez 2,5 roku zarobiłeś w Polonii pół miliona złotych. Te wszystkie upokorzenia warte były tych pieniędzy?
- Nie chodzi tylko o pieniądze. Jako jedyny postawiłem się właścicielowi i drogo za to zapłaciłem. Trener Bako dał mi w kość, ale myślę, że robił, co mu kazano. Na szczęście to już przeszłość. Ja wywiązałem się z umowy, teraz czekam, aż pan Wojciechowski uczyni to samo i ureguluje wobec mnie zaległości finansowe.
>>>ZOBACZ ZDJĘCIA - JAK TRENUJE KOKOS
Tak upadał Kokosiński w Polonii
Daniel Kokosiński trafił do Polonii latem 2009 roku, sprowadzony ze Znicza Pruszków przez trenera Jacka Grembockiego. W barwach "Czarnych Koszul" rozegrał trzy mecze w Ekstraklasie, trzy w eliminacjach Ligi Europejskiej (1 gol) i jeden w Pucharze Polski.
Szybko okazał się wielkim rozczarowaniem i prezes Józef Wojciechowski chciał zmusić go do rozwiązania kontraktu. W listopadzie 2009 roku nowy szkoleniowiec Polonii Jose Maria Bakero (49 l.) przesunął go do zespołu Młodej Ekstraklasy, a od lata 2010 roku do końca czerwca 2012 roku trenował indywidualnie, biegając po parku, trybunach i lekkoatletycznej bieżni, w tzw. Klubie Kokosa.