Super Express: - Na czas pandemii Legia przekształciła się w organizację społeczną, pod hasłem „gotowi do pomocy”. Jak pan ocenia na tym etapie to przedsięwzięcie?
Dariusz Mioduski: - Bardzo dobrze i ma dla nas kilka wymiarów. Pierwszy jest taki, żeby nieść pozytywny przekaz w sytuacji, gdy ludziom jest ciężko, ogarnia ich niemoc, łatwo się poddać negatywnemu myśleniu… Duża część pracowników Legii jest w to włączona i to jest fajne, bo daje nam też poczucie wewnętrznej integralności. Współpracują przy tym projekcie ludzie z różnych działów Legii, którzy na co dzień niekoniecznie mieli ze sobą styczność. A teraz mają ku temu okazję, jest też przy tym trochę uśmiechu, co w tych czasach ma też przecież swoje znaczenie. No i przede wszystkim poczucie, że robi się coś pozytywnego. Drugi wymiar to… Myślę, że zrobiliśmy coś wyjątkowego na skalę europejską. Wprawdzie są kluby, które próbują coś robić w wymiarze charytatywnym, ale nie znam drugiego w Europie, który zadziałałby tak jak my – że cały klub przekształciłby się w organizację pomocy. Coraz częściej dochodzą do mnie głosy z zagranicy, że ludzie o tym słyszeli i są pod dużym wrażeniem. To też daje poczucie satysfakcji, że znów robimy coś, co jest ponadwymiarowe. I trzecia rzecz: uczymy się nowych rzeczy jako organizacja, nowy rodzaj współpracy z różnymi instytucjami… Widzę same pozytywy i wiem, że ta inicjatywa to coś, co z nami zostanie, choć długoterminowo pewnie w trochę innej formule.
Wstrząsający wywiad z Michałem Listkiewiczem. Były prezes PZPN o tym jak był molestowany
- Będą z tego nowi kibice?
- Wydaje mi się, że wiele osób poznało Legię z innej strony. Do tej pory niektórzy kojarzyli nas ze sprawami czysto piłkarskimi, z boiskiem, a teraz poznali klub z innej strony. Pokazujemy, że jesteśmy ważną częścią społeczności warszawskiej, że warto z nami sympatyzować.
- Wielu kibiców Legii pyta o e-bilety, żeby mogli je kupować, nawet jeśli nie będzie to oznaczało wizyty na stadionie. Planujecie coś takiego?
- Przygotowujemy różne pomysły. Na pewno chcemy wykorzystać ten czas gry bez publiczności, oby jak najkrótszy, do tego, aby nasz kibic również mógł partycypować w życiu klubu, żeby pomógł Legii. Chcemy jednak, żeby to było coś szerszego, może nie tylko e-bilet, ale taki jakby większy pakiet, może właśnie coś powiązanego też z akcją „GotowiDoPomocy”….
- Dużo emocji wzbudziła sytuacja Legii II, która nie uzyskała awansu, bo wstrzymano rozgrywki. Macie punkt mniej od Sokoła Ostródy, ale mecz zaległy do rozegrania. Komisja do spraw nagłych PZPN zadecydowała, w nieco innej sprawie, że do II ligi awansowały i Motor Lublin i Hutnik Kraków. W związku z tym liczycie na reakcję PZPN i w waszej sprawie?
- Tak, oczywiście. Ta decyzja PZPN potwierdza, że można podejść do sprawy w sposób bardziej rozsądny, bez poszkodowania kogokolwiek. Cieszę się, że rozwiązano to właśnie tak, bo to ucina kwestię, że jeden klub jest poszkodowany, a drugi, który osiąga coś nie na boisku, a decyzją w gabinetach. U nas sytuacja jest nawet nie kwestią interpretacji regulaminu, a zaległego meczu, który nie odbył się w terminie z powodu powołania naszych zawodników do kadry. Najlepsze co może być to decyzja o rozegraniu tego meczu i wtedy wszystko będzie jasne. Jak dla mnie związek warmińsko mazurski podjął skandaliczną decyzję, że Sokół awansuje. To nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością i duchem sportu. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której jesteśmy ukarani za to, że gramy młodzieżą, odsyłamy tych chłopaków na kadry narodowe i za to cierpimy. Przede wszystkich nie karzmy w ten sposób młodych polskich piłkarzy, którzy zasłużyli na to aby walczyć o awans na boisku. Trzeba sobie zadać pytanie, czy stawiamy na polską młodzież w piłce, czy nie?
Wywiad z Henningiem Bergiem: Legię zawsze będę wspominał z uśmiechem
- Czyli plan A to rozegrać zaległy mecz, a plan B – Legia II premiowana awansem?
- Całym sezonem zasłużyliśmy na ten awans, graliśmy coraz lepiej, wzmocniliśmy ten zespół, ustabilizowaliśmy go. Gdyby sezon był dograny, jestem przekonany, że byśmy awansowali. Jeśli PZPN myśli o rozwoju młodych polskich zawodników, chce wyznaczać trendy, to nie widzę sensu, dlaczego związek miałby zaprzeczać wszystkiemu co mówi. Pozostawienie tego tak jak jest teraz byłoby dla mnie decyzją niezrozumiałą.
- Od pewnego czasu Jarosław Królewski, jeden ze współwłaścicieli Wisły, podnosi kwestię podziału pieniędzy z praw telewizyjnych, sugerując, że ostatnia transza powinna być podzielona inaczej niż ustalono: że powinno się wziąć pod uwagę medialność klubów, oglądalność . Pana to bawi, śmieszy, zastanawia, dziwi, a może w Wiśle mają rację?
- Nie bawi mnie to. Tym bardziej nie śmieszy. Nie widzę jakichkolwiek podstaw do takiego myślenia. Tak naprawdę Wisła jest klubem, który dostał praktycznie wszystko z praw telewizyjnych co miał dostać. Ostatnia transza jest przewidziana za wynik sportowy na boisku. Po trudnych rozmowach w ramach Ekstraklasy, ustaliliśmy, że promujemy najlepszych, że liczą się też ambicje, a nie tylko samo granie w piłkę, że największą część tortu otrzymują ci, którzy najlepiej wypadną na boisku. Dlatego moim zdaniem tu w ogóle nie ma żadnej podstawy, żeby teraz o tym rozmawiać. Powiem więcej: gdyby nie daj Boże nie udało się dokończyć sezonu i te pieniądze z praw telewizyjnych pozostały na tym poziomie jak teraz, to ja się będę domagał od Wisły, żeby zwróciła część pieniędzy! Bo skoro kwota do podziału miałaby być niższa, to proporcjonalnie między innymi i Wisła powinna dostać mniej. Podpisali umowę, podział jest ustalony. Tu nie ma o czym rozmawiać. A na przyszłość…
PZPN wydał kategoryczny zakaz. Kluby Ekstraklasy mają duży problem
- Na przyszłość w waszym interesie jest chyba utrzymanie takich proporcji jak teraz…
- To jest trochę tak: Wisła Kraków, dlatego, że jest dużą marką, ma pokaźną rzeszę kibiców na stadionie i oglądającą ją w TV, uważa, że to powinno być brane pod uwagę przy podziale pieniędzy z TV. Ale nam w to graj! Bo my mamy jeszcze większą rzeszę kibiców, oglądalność itd. Ale nie o to chodzi. Oni dziś oskarżają innych o różne rzeczy, o grę nie fair, a sami domagają się systemu, który jest skrojony pod nich, bo na nim skorzystają, niezależnie od wyniku na boisku. I to jest nie fair. Bo na końcu, najważniejszą rzeczą w naszych uwarunkowaniach, powinien być jednak wynik sportowy. Dziś najłatwiej wszystkim powiedzieć, że w Anglii, Hiszpanii itd. proporcje są ostatnio spłaszczane. No ale w Anglii spłaszczyli płatności z praw TV z tego powodu, że mają produkt do sprzedaży na rynek międzynarodowy, pod tytułem liga angielska. My, jako liga, jesteśmy w zupełnie innym miejscu… Gdybyśmy szli drogą spłaszczania, to popadniemy w jeszcze większą przeciętność. Wzorujemy się na mocniejszych ligach, ale róbmy to co one kilka lat temu, bo dzięki temu one się wzmocniły na tyle, że dziś mogą inaczej podchodzić do tej kwestii.
- Przygotowujemy się do restartu ligi. Widzi pan jakieś obawy, że to może się nie udać?
- Dziś już wszyscy jesteśmy bardzo zmęczeni tymi restrykcjami, zamrożeniami… Musimy się nauczyć żyć z wirusem, funkcjonować z tym jako kolejną chorobą. Gdy popatrzymy na statystyki, to dalsze zamrażanie jest drogą donikąd. Więcej osób może umrzeć z powodu depresji i samobójstw niż z powodu korona wirusa… Musimy w dalszym ciągu koncentrować się na pomocy najbardziej zagrożonym, głównie seniorom, chronić ich, izolować na tyle, na ile się da, ale my, reszta, musimy wrócić do roboty!
Polski bramkarz ma już dość grzania ławy w wielkim klubie. Jasna deklaracja
- Może pan już powiedzieć, że Legia sobie poradzi, czy pandemia wciąż jest ekonomicznym zagrożeniem dla funkcjonowania klubu?
- Mamy tu kilka aspektów. Prawa telewizyjne to jedno. Relatywnie patrząc, to Legia z praw TV w stosunku do całego budżetu, ma procentowo pewnie najmniej wśród wszystkich klubów Ekstraklasy. Natomiast dla nas zupełnie co innego znaczą dochody z dnia meczowego. W Legii, w przeciwieństwie do wielu innych klubów, gra bez publiczności to duży problem. Bo my dzięki temu zarabiamy spore pieniądze. Albo, tak jak teraz, ich nie zarabiamy. Natomiast bardzo ważne jest to, chciałbym to podkreślić, że udało nam się porozumieć z Miastem w sprawie bardzo dużej obniżki czynszu za wynajem stadionu na czas epidemii. To bardzo nam pomaga i jest efektem lepszej współpracy z Miastem w ostatnim czasie. Choć oczywiście nasze koszty wciąż są duże, bez dnia meczowego będzie nam ciężko. I gdy patrzymy na przyszły sezon i tę niepewność: przecież loże biznesowe i eventy na stadionie to dla nas bardzo istotna część przychodu…
Piotr Zieliński zagra z Leo Messim? Sensacyjne informacje z Italii
- To wierzy pan, że jesienią będzie ten dzień meczowy na Legii? Że wrócą kibice?
- Powiem tak: jeśli przywracamy do funkcjonowania galerie handlowe, to jaka jest różnica między galerią handlową a stadionem? Mówi się już nawet o uruchomieniu kin. Myślę, że przez jakiś czas będą ograniczenia, najpierw impreza poniżej 1000 osób, ale potem, jeśli nie będzie jakiegoś poważnego powodu, to powinniśmy wracać do normalności. Wierzę, że we wrześniu-październiku kibice będą już na stadionie.
- A czy ci kibice, wracający jesienią, miejmy nadzieję, na Ł3, zobaczą tu jeszcze Michała Karbownika?
- Szczerze mówiąc, nie wiem. Jest duże zamieszanie wokół niego, choć na szczęście ten hałas na niego nie wpływa negatywnie… Ale czy dojdzie do transakcji? Na pewno nie w ciągu najbliższych tygodni. Choć mogę potwierdzić, że Michał jest na radarach wszystkich poważnych klubów…
- Barcelona. Negacja czy pomidor?
-… pomidor. Jak mówiłem, większość wielkich, poważnych klubów go obserwuje…
- Wcześniej nie byłoby chyba wątpliwości: celowalibyście w rekord Ekstraklasy jeśli chodzi o jego sprzedaż. Pandemia coś zmieniła?
- Powiem tak: może on nie będzie pobity o tyle, o ile mógłby być, bo zmieniła się sytuacja rynkowa, jednak o pobicie rekordu wciąż jestem spokojny. Ale nie chodzi o sam rekord. Dla mnie ważne jest, żeby poszedł taką ścieżką, która pozwoli mu się rozwinąć. Nie chcę patrzeć tylko przez pryzmat ostatniego euro, które za niego dostanie Legia, ale zdecydowanie dalej niż to ostatnie euro. Chcę, żeby nasi piłkarze szli tam gdzie będą grali, a nie tam, gdzie utkną. Chyba, że to klub z top, który ma pomysł na naszego gracza, wtedy wypożyczenie nie jest problemem. Tak jak z Radkiem Majeckim. Nawet jeśli nie będzie w Monaco od razu bramkarzem numer jeden, to idzie tam, żeby mocno o to miejsce powalczyć.
- A rozmowy z Karbownikiem, czy raczej jego agentem, Mariuszem Piekarskim, to trwają, czy dopiero mają się rozpocząć?
- Powiedzmy, że trwają, choć to też nie wymaga nie wiadomo jakich negocjacji. Powiem tak: spodziewam się, że przedłużenie umowy z Karbownikiem nastąpi szybciej niż powrót do gry Ekstraklasy.
- Czyli dobre relacje z Mariuszem Piekarskim to pokazanie, że w tym świecie można to dobrze poukładać?
- Tak, chcemy iść w tym kierunku, nie działać jednorazowo, nawet kosztem, że dany zawodnik do Legii nie przyjdzie. Chcemy mieć spójną wizję: że zyska zawodnik, Legia, ale i agent. Z Mariuszem Piekarskim właśnie tak to wygląda. Nie chcemy tu elementu chciwości, wycięcia drugiej strony. Sposób jego myślenia, podejścia – tu można normalnie pogadać. Przyjazna, normalna atmosfera, nie ma obawy, że ktoś chce kogoś oszukać. W takim właśnie kierunku chcemy iść, zarówno na rynku polskim, jak i zagranicznym.
- Karbownik ma pobić rekord Majeckiego. A co z samym Majeckim? Zostanie do końca przedłużonego sezonu? Kto jego następcą?
- Założenie jest takie, że zostanie z nami do końca sezonu…
- Tym bardziej, że Francuzi i tak go nie potrzebują, bo tam sezon zakończony…
- Tak, ale założenie jest takie, że Radek też będzie chciał z nami zdobyć tytuł. Natomiast co do następcy… mamy całą plejadę młodych bramkarzy. Jest Czarek Miszta, z którym wiążemy bardzo duże nadzieje. Ale musimy mieć też dużą jakość w bramce. Jest Radek Cierzniak… Będziemy myśleć…
- Ale opcję zewnętrzną też bierzecie pod uwagę?
- Zakładamy występy w europejskich pucharach, więc… Wszystkie opcje bierzemy pod uwagę.
Adam Nawałka mógł prowadzić jedną z europejskich reprezentacji. "Nie zdecydowałem się" Wywiad SE
- Najwięcej zapytań na pewno jest o Karbownika. A Luquinhas jest numerem dwa?
- Nie prowadzimy statystyk, kto jest numerem dwa, trzy itd… Ale o Luquinhasa pytań jest coraz więcej. Tyle, że my nie myślimy o tym, aby on teraz odchodził.
- A wasz dział skautingowy działa? Czy wszystko zamarło przez pandemię?
- Nasz dział skautingowy działa i to bardzo intensywnie. Przygotowujemy się, działamy, to sprawy długofalowe, natomiast widać, że mogą być okazje, bo kluby bardzo różnie poradzą sobie z pandemią. Choć do końca nikt nie wie jak ten rynek będzie wyglądał…
- Rumuńskie media sugerują, że wraca temat pozyskania przez was Denisa Alibeca…
- Zimą byliśmy dogadani, Alibec miał przyjść za Jarka Niezgodę. I był bardzo zawiedziony, że nie trafił do nas…
- Podobno byliście w stanie zapłacić za niego milion euro?
- Nawet więcej, w grę wchodził nasz rekord transferowy… Ale nie dostał zgody od szefa klubu. No a później pozyskaliśmy Pekharta, więc w tym momencie to nie jest tak bardzo priorytetowe dla nas…
- A co jest priorytetem?
- Myślę, że lewa obrona, zawsze też jesteśmy zainteresowani wzmacnianiem skrzydeł…
- Michał Kucharczyk zasugerował, że chętnie wróciłby do Legii. Słyszałem jednak, że nie jesteście zainteresowani…
- Michał w swoim czasie dał dużo Legii, ale to już przeszłość… Idziemy dalej po swojemu do przodu.
Mertens przedłużył z Napoli. SE sprawdził co to oznacza dla Arkadiusza Milika