Super Express: - We wtorek Twitter aż huczał. W sieci pojawiło się twoje zdjęcie, siedzącego na betonie, opartego o wystawę sklepową. Sprawiałeś na nim wrażenie pijanego. Jakaś pani próbowała założyć ci buta, szarpał cię strażnik miejski. Co się stało? Przecież przed południem kiedy byłeś w pociągu do Warszawy, rozmawialiśmy telefonicznie i wszystko było w porządku.
Dawid Janczyk: - Nie będę zaprzeczał. Rzeczywiście tak było. Moja sytuacja rodzinna wygląda tak, że ostatnio mam bardzo duże problemy z utrzymywaniem kontaktu z żoną i z dziećmi. Przyjechałem do Warszawy, bo musiałem się stawić na policję, żeby zgłosić zmianę miejsca pobytu. Mieszkam u rodziców, bo do siebie do domu, tu w Warszawie nie mogę, niestety, wejść.
- Dlaczego?
- Po rozmowach z policjantami, którzy jakiś czasu temu zabierali mnie z domu na dołek, zorientowałem się, że to intryga uknuta przez małżonkę, w której nieświadomie uczestniczyłem. Zresztą nie tylko ja, ale również siostra i babcia żony.
- Na czym ta intryga polegała?
- Jeśli ktoś zaczyna sprzątać mieszkanie o 22 wieczorem, a pół godziny po północy zabiera mnie wezwana policja, to całe to sprzątanie jest ewidentną prowokacją do kłótni. Ja się nie awanturowałem. Powiedziałem na policji i w prokuraturze, że nie przyznaję się do winy, bo nic nie zrobiłem. Ewidentnie była to świadoma robota mojej żony, którą – co przyznałem w swojej biografii – wciąż bardzo kocham.
- W książce „Janczyk. Moja spowiedź” o żonie Dominice mówiłeś w samych superlatywach. Podkreślałeś jej pomocną rolę w twojej walce z chorobą alkoholową. Dziś kiedy znamy się już bardzo dobrze, myślę, że idealizując żonę kłamałeś. Dlaczego?
- Po prostu nie chciałem zrobić krzywdy żadnej ze stron. Ani sobie, ani jej, ani przede wszystkim dzieciom.
- To była próba ratowania małżeństwa?
- Myślę, że tak, tyle, że obróciło się to przeciwko mnie, bo żona zaczęła zachowywać się inaczej niż zwykle. Kontrole, nagrywania, miałem to na co dzień. Nie czułem się bezpiecznie we własnym domu, do którego zresztą przez ostatnie pół roku nie mogłem wejść. Kiedy 31 maja przyjechałem na urodziny córki Walentinki, żona nie chciała mnie wpuścić. Byłem trzeźwy. Zadzwoniła na policję. Policja przyjechała i dopiero funkcjonariusze wpuścili mnie do domu. Wtedy zacząła się cała ta intryga. Jeśli słyszę od babci żony, starszej osoby, która ma 86 lat: – „Wiesz co Dawid, jeśli byłbyś facet, to zostawiłbyś to mieszkanie Dominice i dzieciom.” No to sorry. Dziesięć lat utrzymywania mieszkania, które kupiłem przed ślubem za własne, zarobione pieniądze… Coś tu jest nie tak, jeśli starsza kobieta mi to mówi… Już wtedy powinienem to zauważyć i z tego domu wyjść. I zacząć szukać pracy, którą notabene znalazłem i mam nadzieję wrócić do piłki.
- Kiedy ostatni raz widziałeś dzieci?
- 31 maja, gdy z wezwana przez żonę policją wszedłem do domu. Wcześniej nie mogłem. Miałem zakaz. Ja nawet nie mam kluczy od mieszkania.
- Gdy przyjeżdżasz do Warszawy, to gdzie śpisz, co jesz?
- No właśnie i tu zmierzamy do zdjęć, które się ukazały… Jeśli nie pójdę do sklepu do kolegi albo przede wszystkim do ciebie i nie pożyczę pieniedzy, to nie jem. Gdzie śpię? Teraz mam zakaz zbliżania się do żony i wstępu do domu. Przyjechałem załatwić sprawy formalne i wyjadę.
- Od twojej rodziny słyszałem, że zdarzało się, że spałeś na tarasie…
- Tak było. Żona nie dopuszczała mnie do domu, do dzieci, do niczego. Czy byłem pijany, czy nie, dla niej to nie miało znaczenia. Robiła wszystko pod górkę i robi do tej pory.
- A może po prostu twoja żona ma dosyć twoich cugów alkoholowych, tego życia w niepewności, że miesiąc jest dobrze, a za chwilę miesiąc źle...
- Nie chcę nikogo ani negować, ani obronić, ale myślę, że ona nie ma świadomości tego co zrobiła.
- A ty masz świadomość tego co robisz, jak się niszczysz?
- Jak nie gram w piłkę to się męczę. Wole się męczyć przy piłce, niż w nią nie grając.
- Co z tobą jest nie tak? Przez całą jesień i zimę pracowałeś sumiennie w Odrze Wodzisław. Chodziłeś na terapię. Kiedy odwiedziliśmy cie w Wodzisławiu byłeś w znakomitej formie. Tak fizycznej jak i psychicznej. A tuż przed startem ligi coś się zawaliło i popłynąłeś…
- Wydaje mi się, że dzieje się tak przez to, że nie gram. Wydaje mi się, że zasługiwałem na miejsce w składzie. Rozmawiałem na ten temat z prezesem, z trenerem Wieczorkiem, którego już w Odrze nie ma. Gdybym dostał od niego szansę, to myślę, że wszystko by ruszyło i znowu byłoby dobrze. Gdybyśmy wywalczyli awans, gdybym miał normalny kontrakt, mieszkał sam albo z rodziną, to wtedy wróciłbym jako normalny piłkarz, jakim byłem kiedyś.
- Dlaczego doszło do rozstania z Odrą? Przyczyną był alkohol?
- Tak. Znowu przyjechałem do domu i nie mogłem do niego wejść. I znowu coś pękło. Żaden człowiek nie pogodziłby się z tym, że po sześciu miesiącach nie widzenia dzieci, przyjeżdża do własnego domu i musi spać na klatce.
- Nie było takiego pomysłu, by zona z dziećmi odwiedziła cię w Nowym Sączu?
- Jaki pomysł?! Mój ojciec moją starszą córkę widział w życiu może pięć razy! Młodszą może dwa razy czy raz… Ani do Nowego Sącza nigdy nie chciała przyjechać, ani w Warszawie nie chciała wpuszczać.
- Czyli można powiedzieć, że te kontakty są zamrożone?
- Zerowe. Nie ma żadnych kontaktów. Moje dzieci nie wiedzą jak moja mama czy tata mają na imię. Jedynie na tatę mówią Miotek zamiast Mietek.
- W świetle tego co mówisz – policji, niewpuszczania do domu, ale i twojego nadużywania alkoholu, myślisz, że jest jeszcze szansa na pogodzenie się z żoną? Czy raczej, dla dobra dzieci, pora powiedzieć stop i zacząć sobie układać życie osobno?
- Bardzo bym chciał żebyśmy poszli po rozum do głowy i żebyśmy ze sobą porozmawiali.
- Jesteście w stanie sobie zaufać?
- Wydaje mi się, że po tej sytuacji już chyba nie. Że to się już skończyło, że nie ma szans (…). Jak masz złote jajko i kurę, która je znosi, to po co jej ucinasz łeb?
- Ale ty już nie znosisz złotych jajek jak w czasach Moskwy, Belgii, Legii…
- No właśnie… A jak kura nie znosi już złotych jajek, to trzeba jej uciąć ten łeb…
- Wstyd ci, gdy patrzysz na to zdjęcie spod sklepu?
- Jest mi przykro, że znalazł się człowiek, który mógł takie zdjęcie zrobić. Mogę powiedzieć, że na tym nie poprzestanę, dowiem się kto to zrobił i wejdziemy na drogę sądową. Po pierwsze takich rzeczy się nie robi. Po drugie nie wrzuca do sieci, a po trzecie to jakaś zwykła gnida. No bo kto to mógł być…
- Ale z drugiej strony nie byłoby zdjęcia, gdyby nie było cię pod tym sklepem.
- Nie byłoby tego zdjęcia i nie byłoby mnie pod tym sklepem, gdyby mógł normalnie, jak człowiek wejść do swojego domu. Każdy może wypić, każdy… Co miałem zrobić? Przyjeżdżam do domu, bo prokuratura każe mi się stawić o określonej godzinie u pani psychiatry sądowej, czy na policję, żeby poinformować o zmianie adresu zamieszkania, a ja nie mogę wejść do własnego mieszkania. Przebrać się, umyć, zjeść coś… Cokolwiek… Coś jest nie tak… Ktoś dobrze podpowiada (żonie – przyp. pd) jak to wszystko załatwić. Ale ja się tym nie martwię. Dla mnie najważniejsze są dzieci i tylko dla nich jestem jeszcze w stanie wrócić do grania w piłkę.
- Niektórzy twitterowicze zarzucają, że książka, którą napisaliśmy, zawierająca twoje bardzo mocne zwierzenia to kit. Że chodziło nam tylko o kasę. Więc może po raz ostatni odpowiedz: tantiemy ze sprzedaży trafią do ciebie?
- Nie trafią do mnie, tylko do mojej rodziny. Ja z tej książki nie zarobiłem nic. Chciałem pomóc i wiem, że pomogłem wielu ludziom.
- Jak jesteś w Nowym Sączu to pijesz?
- Zdarza się. Wyjdę do kolegów, to wypijemy piwo. To jest Nowy Sącz, mała miejscowość. Ale ludzie nie tylko rozpoznają mnie z tego że piłem. Mam tam mnóstwo przyjaciół. Ostatnimi czasy będąc tam praktycznie w ogóle nie piję.
- Czyli to Warszawa tak źle na ciebie wpływa?
- Nie Warszawa… Tylko po prostu, zdarzyło się… Cała ta atmosfera, to co się teraz dzieje wokół mnie, trochę mnie wykańcza psychicznie, fizycznie. Prokurator, zarzuty…
- Jakie zarzuty?
- Nękania, znęcania się na rodziną. Ja nigdy nie podniosłem ręki na swoją żonę. Nigdy w życiu! Nadużywałem bardzo mocno alkoholu, przed tą książką, czy gdy poszedłem do Odry, która bardzo mi pomogła, ale to nie jest prawda, że codziennie chleję. To nie jest tak! Pije jak normalny człowiek.
- Tylko, że ty masz problem…
- U mnie jest to, że ja jestem uzależnionym alkoholikiem. Ja się tego nie wstydzę, nie boję. Mogę o tym powiedzieć każdemu. Nie będę kłamał ludzi, tym bardziej, że widzieli te zdjęcia. Tylko, że to wszystko jest wychwytywane z szerszej całości mojego życia.
- Jest ci lżej, że to z siebie wyrzuciłeś?
- Nie wiem, czy moja żona miała świadomość tego co zrobiła, ale jeśli tak, to jest mi lżej.
- To jeśli ma świadomość, to znaczy, że cię nie kocha.
- Cały czas powtarza, że nie chce rozwodu, że kocha.
- To może przez ostre cięcie chce cię zmusić do refleksji nad sobą, do działania?
- Tak to odbieram, bo inaczej bym się zamęczył myślami o tym wszystkim. Jeśli codziennie piszesz sms – a: - „jak dzieci, czy coś potrzebują?” i nie masz odzewu, to różne myśli przychodzą do głowy. Rozmawiamy w Warszawie. Pojadę do domu, do którego nie wejdę, bo nie mogę. Ale chciałbym zobaczyć dzieci. Tego mi nikt nie zabronił. Ale może są na wakacjach? Nie mam żadnych informacji, a powinienem mieć, bo jestem ich ojcem. Pytań, wątpliwości są setki.
- Nie masz ograniczenia praw rodzicielskich?
- Nie.
- Wróćmy na chwilę do piłki. W ubiegły weekend byłeś w Niemczech, gdzie w klubie z piątej ligi rozegrałeś dwa mecze sparingowe. Wrócisz tam?
- Zobaczymy. Jeszcze nic nie jest rozstrzygnięte. Graliśmy z dwoma mocnymi rywalami – Magdeburgiem i bodaj z AK Berlin. Bardziej biegaliśmy za piłką, więc nie było za bardzo jak się pokazać. Liga wydaje się fajna. I nie ukrywajmy – na dziś w Polsce nie zarobię tyle co tam.
- W Polsce, choćby w kontekście tych ostatnich zdjęć, nikt ci już nie zaufa.
- No właśnie… Tylko, że tu już nie chodzi o zaufanie, a o ludzką życzliwość, pomoc. Na co dzień nie piję alkoholu. Zdarzyło się, przyjechałem do domu, musiałem się zgłosić tu, tam. Nie chcę się tłumaczyć, bo to są moje problemy, których narobiłem sobie sam. Ale będę powtarzał, że to są fragmenty wyrwane z życia. A nie codzienność. Nagle znalazł się gość, który zrobił zdjęcie? Nie róbmy sobie jaj. Wydaje mi się, że to nie był przypadek…
- Były wszywki, odwyki, terapie. Nie pomogło, albo pomagało tylko na chwilę. Choroba zwyciężała. Jesteś inteligentnym chłopakiem i pewnie masz świadomość, że to droga w jednym kierunku. Do grobu. Zatem, co dalej?
- Wydaje mi się, że dla mnie jedyną terapią jest gra w piłkę. I nic więcej…