Ci z Wrocławia dreszcze emocji mieli większe: wobec sensacyjnej porażki Jagiellonii z Cracovią, sukces drużyny Jacka Magiery na Arenie Zabrze mógł dać mistrzowi jesieni powrót na fotel lidera. „Dla tych chłopaków to może być najważniejszy miesiąc w życiu. Dziś w Śląsku potrzeba rekinów, kozaków” – szkoleniowiec wrocławian wypowiedział te słowa w Zabrzu, ale… niemal rok temu. Wracał wtedy na trenerską ławkę drużyny z zadaniem uratowania jej przed spadkiem. Wtedy dał radę; jego przesłanie przed pierwszym gwizdkiem niedzielnego spotkania znów było aktualne, choć jego drużyna gra dziś o zupełnie inną stawkę.
Początek wskazywał na to, że przekaz Magiery do drużyny trafia. W pierwszym kwadransie dwoił się i troił Daniel Bielica, broniąc m.in. strzały z dystansu Matiasa Nahuela Leivy (z wolnego) i Petra Pokornego. Do trzech razy sztuka? Nic z tych rzeczy; doskonałą okazję – sam w narożniku pola karnego Górnika! - zmarnował Łukasz Bejger. To była – nomen omen – trzynasta minuta gry, w której poziom testosteronu u gości wyraźnie spadł.
A Górnik – mimo braku Poldiego – zaczął grać swoją piłkę; z wykorzystaniem szybkonogich Lawrence’a Ennalego i Adriana Kapralika. Pierwsze ostrzeżenie, w 26 minucie – kilkudziesięciometrowy rajd tego pierwszego – zakończył się strzałem z 14 metrów, obronionym przez Rafała Leszczyńskiego. Drugiego ostrzeżenia ze strony „górników” już nie było; była bramka.
Wszystko w tej akcji było piękne: zainicjowanie przez Kapralika, bajerancka asysta piętą Damiana Rasaka, wreszcie „nawinięcie” Alexa Petkowa przez Kamila Lukoszka i bajeczne uderzenie w „widły”, w długi róg! To było pierwsze ekstraklasowe trafienie zabrzańskiego młodzieżowca, więc trudno się jego szalonej radości dziwić.
Druga połowa zaczęła się… jak pierwsza; od szarży wrocławian. Patryk Klimala przez gąszcz nóg obrońców się przedarł, ale spartolił to, co wydawało się najprostsze: uderzenie z 5 metrów. Piłka trafiła w słupek „górniczej” bramki – ze zdziwienia Jacek Magiera przy ławce zamienił się w słup soli!
Upływ kolejnych minut i zmiany dokonywane przez szkoleniowca wrocławian zwiększyły presję Śląska na defensywę gospodarzy. Gotowało się w „szesnastce” Górnika, ale miejscowi potrafili się odgryzać: Leszczyński dwa razy powstrzymywać musiał uderzenia Kapralika. Zaś po jednym z rzutów wolnych trybuny eksplodowały radością, gdy po „główce” Kryspina Szcześniaka zatrzepotała siatka: wyłącznie boczna na nieszczęście obrońcy zabrzan.
Co się odwlecze… Defensywa zabrzan robiła swoje, swoje robił też bohaterski tego dnia młodzieżowiec. Być może widział w 85. minucie, że przy linii bocznej czeka już gotowy do zastąpienia go Paweł Olkowski. Ale pognał za akcją Ennalego, a potem strzałem do pustej już bramki zamknął precyzyjne podanie niemieckiego skrzydłowego! W ten sposób domknął się pogrom czołowej trójki tabeli ekstraklasy!
A Górnik? Na przedmeczowej konferencji Jan Urban mówił o marzeniach, które ma jego zespół. Po tym weekendzie zabrzan od miejsca na podium dzielą trzy punkty!
Górnik Zabrze – Śląsk Wrocław 2:0 (1:0)
1:0 Lukoszek 39. min, 2:0 Lukoszek 85. min
Sędziował: Szymon Marciniak. Widzów: 19371.
Górnik: Bielica – Sekulić, Szcześniak, Janicki Ż (83. Triantafyllopoulos), Janża – Lukoszek (86. Olkowski), Rasak, Czyż, Ennali – Krawczyk (71. Kozuki), Kapralik (83. Musiolik)
Śląsk: Leszczyński – Bejger (64. Samiec-Talar), Petrow, Petkow – Guercio (46. Konczkowski), Olsen (76. Żukowski), Pokorny Ż, Macenko (76. Janasik) – Mustafić (64. Schwarz), Leiva Ż – Klimala
Listen on Spreaker.