Stadion Ruchu Chorzów

i

Autor: CYFRASPORT Stadion Ruchu Chorzów

Dramat byłego piłkarza Ruchu. Jego dziecko walczy o życie, a klub nie chce zapłacić pensji

2018-12-12 12:24

Santiago Villafane do niedawna występował w Ruchu Chorzów, ale w czerwcu wygasł jego kontrakt ze śląskim klubem. Niestety ten odmawia zapłacenia Argentyńczykowi pensji za trzy ostatnie miesiące gry. Oficjalnie dlatego, że piłkarz - za zgodą przedstawicieli "Niebieskich" - wyjechał do ojczyzny, by być z walczącym o życie dzieckiem. Jedynym, które mu pozostało, bo rok temu zmarł jego drugi synek.

Tę wstrząsającą historię opisał portal Sportowefakty.wp.pl. Santiago Villafane, wychowanek Boca Juniors, trafił do Ruchu Chorzów latem 2017 roku i szybko stał się ważną postacią drużyny. Niestety kilka miesięcy później zaczęły się jego problemy osobiste. W grudniu na świat przyszli jego dwaj synowie - Dante i Leon. Niestety obaj urodzili się z genetyczną wadą płuc, która poważnie utrudniała im oddychanie. Na początku marca tego roku Leon zmarł. To był dopiero początek problemów. Dante musiał przejść poważną operację. Lekarze musieli zrobić otwór w jego tchawicy i wprowadzić tam rurkę tracheostomijną, dzięki której chłopczyk może oddychać. Cały czas jest podłączony do respiratora i choć początkowo dawano mu zaledwie 20 procent szans na przeżycie, przetrwał najgorszy moment. Ale od czasu narodzin wciąż przebywa w szpitalu.

Gdy wiosną tego roku walczył o życie, Villafane postanowił poprosić o wyjazd do ojczyzny. W tym celu spotkał się z trenerem Ruchu, Dariuszem Fornalakiem. Ten wykazał się pełnym zrozumieniem. Piłkarz wrócił do Argentyny, by być z synkiem, który w każdej chwili mógł umrzeć. Wtedy mógł liczyć na wsparcie zawodników i kibiców "Niebieskich". Ci pierwsi na jeden z meczów wyszli w okolicznościowych koszulkach poświęconych 30-latkowi i jego rodzinie, a fani stworzyli dla niego specjalną oprawę. 

Niestety z czasem zaczęły się problemy. Bo w maju Zdzisław Bik, który wspiera finansowo Ruch i od niedawna jest prezesem Rady Nadzorczej klubu, zwołał spotkanie najważniejszych działaczy "Niebieskich". I poinformował na nim, że... skoro Villafane nie gra, należy go zwolnić dyscyplinarnie. Mimo to, że wiedział o jego tragicznej sytuacji i poważnych problemach osobistych. Ostatecznie kontrakt nie został rozwiązany, ale i tak wygasł z końcem czerwca. Sęk w tym, że zarabiający ok. 3200 euro miesięcznie piłkarz nie otrzymał pensji za ostatnie trzy miesiące obowiązywania umowy. W przeliczeniu klub powinien mu zapłacić jeszcze 60 tys. złotych, ale Argentyńczyk do tej pory nie zobaczył tych pieniędzy.

Chciałem grać w Ruchu dalej, ale ratowanie życia mojego dziecka było dla mnie najważniejsze - Santiago Villafane.

Sprawa trafiła do Piłkarskiego Sądu Polubownego, który uznał, że Villafane powinien dostać od Ruchu połowę zaległej kwoty, czyli ok. 30 tys. złotych. To wyrok pierwszej instancji, dlatego też należy się spodziewać odwołań. Klub cały czas utrzymuje, że skoro piłkarz nie wykonywał swoich obowiązków mimo tego, że był fizycznie zdolny do gry, to nie należy mu płacić zaległości. To dziwne w tym kontekście, że przedstawiciele "Niebieskich" od początku zdawali sobie sprawę z problemów 30-latka i sami zgodzili się na jego wyjazd.

Czy jestem zły? Nie. Ja po prostu chciałbym odzyskać moje pieniądze, są mi potrzebne. A przecież nie mówimy o milionach. Wystarczyło mi tylko powiedzieć, że klub ma problemy finansowe, że wypłata zaległości może się opóźnić, cokolwiek. Naprawdę bym zrozumiał. Ludzie w Ruchu byli dla mnie bardzo dobrzy, wspierali mnie. Kibice zrobili dla mnie oprawę, chłopaki z szatni przygotowali koszulki - mam te zdjęcia w telefonie, dodawały mi sił. Ja się czułem tam jak w domu. Żonie też było w Polsce dobrze - powiedział Villafane cytowany przez Sportowefakty.wp.pl.

Do nowego prezesa Ruchu dzwoniłem wiele razy, wysyłałem wiadomości. Nie odpowiedział. Bardzo szanuję pracę, swój zawód, ja w Ruchu chciałem grać dalej, ale ratowanie życia mojego dziecka było dla mnie najważniejszą sprawą na świecie. Myślę, że każdy to rozumie - dodał piłkarz.

Zdzisław Bik mimo kilku prób kontaktu nie odpowiedział i nie odniósł się do całej sprawy.

W tej całej dramatycznej sytuacji pozytywne jest to, że malutki Dante powoli dochodzi do zdrowia. Przetrwał krytyczny moment i niewykluczone, że niebawem nawet opuści szpital. Sam piłkarz od kilku miesięcy trenuje indywidualnie i twierdzi, że niebawem będzie gotowy do podpisania kontraktu z nowym klubem. 

Najnowsze