Egy Maulana Vikri

i

Autor: Instagram

Egy, indonezyjski nabytek Lechii: Chcę zdobyć Złotą Piłkę! [WYWIAD]

2018-03-13 15:48

Ten transfer Lechii wywołał wiele szumu. 17-letni Egy Maulana Vikri nazywany jest indonezyjskim Messim i już mocno przysłużył się gdańskiemu klubowi, który zyskał tylu fanów w ojczyźnie swojego nowego gracza, że w mediach społecznościowych dystansuje polskich rywali. Czy równie mocno Egy zaznaczy swoją obecność na boisku? - Mam wielkie ambicje. W Gdańsku czuję się bardzo dobrze, uważam, że to świetne miejsce, aby zacząć europejską część kariery – mówi nam młody Indonezyjczyk.

„Super Express”: - Jaki był najważniejszy moment w twojej dotychczasowej karierze?
Egy Maulana Vikri: - Podpisanie kontraktu z Lechią i moja pierwsza konferencja prasowa w dorosłej piłce. Powiedziałem po tym wszystkim mojemu menedżerowi, że to był dla mnie wyjątkowy moment, spełnienie pierwszego marzenia jakim była gra w Europie. Lechia to mój świadomy wybór, to nie tak, że dowiedziałem się o tym klubie wczoraj. Mój agent był w kontakcie z działaczami Lechii przez około pół roku, zdążyliśmy rozpatrzeć wszystkie za i przeciw. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby czuć się w danym miejscu szczęśliwym. A tak jest od pierwszych chwil w Gdańsku. Aż zapytałem mojego menedżera, Dusana Bogdanovicia, czy wszyscy Polacy są tak życzliwi jak ci, których zdążyłem spotkać. Jestem pogodnym, otwartym człowiekiem. Dla mnie najważniejsze, aby gdzieś poczuć się dobrze. Tak jak tutaj.

- Ale nie ma co ukrywać: indonezyjski piłkarz na pewno nie marzy o grze w Polsce. Nie sądzę, żebyście tam oglądali i podziwiali akurat naszą ekstraklasę…
- Miałem dużo zapytań i ofert z klubów azjatyckich i europejskich. Pytała Benfica, pytały włoskie kluby. Przez siedem dni byłem w St-Etienne, chcieli mnie tam zatrzymać, ale… Czegoś mi tam brakowało. Nie czułem się tam jak w domu, w szatni coś do mnie mówili, a ja niczego nie rozumiałem. Po angielsku się dogadam, ale po francusku nie. Może ta bariera sprawiła, że nie byłem przekonany, czy to dobre dla mnie miejsce. Dlatego powiedziałem mojemu menedżerowi, żebyśmy zastanowili się jeszcze nad innymi ofertami. Chcę iść krok po kroku. Mam wielkie ambicje, ale jestem też bardzo młody. Chcę kiedyś trafić do wielkiego klubu, ale nie z jego akademii, a po transferze z innej drużyny. Na przykład z Lechii. Poza tym, to nie jest tak, że dla chłopaka z Indonezji polski futbol to biała plama. Miałem dość czasu, aby posprawdzać pewne rzeczy. Wiem na przykład, że w rankingu FIFA wasza reprezentacja jest na siódmym miejscu, wyżej niż niektóre potęgi jak choćby Anglia. Znam waszych piłkarzy… A pierwsze dni w Gdańsku tylko mnie utwierdziły, że dobrze wybrałem.

- Nie wiemy jeszcze co pokażesz na boisku, ale wiemy już, że pomogłeś Lechii zyskać dużą popularność w mediach społecznościowych. Pewnie cię to cieszy…
- Z jednej strony tak, ale z drugiej… Nie chcę być postrzegany jako produkt marketingowy, widzany jako ktoś, kto tylko napędzi ruch w sieci, na tym czy innym portalu. Jestem przede wszystkim piłkarzem i dla mnie najważniejsze jest boisko. Nie mogę się już doczekać pierwszych meczów tutaj, żeby pokazać polskim kibicom, że jestem mocny nie tylko na Instagramie, ale przede wszystkim na murawie. Wiem, że na pierwsze występy muszę poczekać do 8 lipca, bo wtedy będę miał już 18 lat i będę mógł grać, ale powtarzam: dla mnie najważniejszy jest futbol, nie internet.

- Ale skąd się bierze ta twoja popularność w Indonezji? Ponad 700 tysięcy obserwujących twoje konto na Instagramie mimo wszystko robi wrażenie…
- Indonezyjczycy są ludźmi, których niezwykle cieszy, gdy ich rodak robi coś dobrego za granicą. Kibicują mu wtedy z całego serca. A ja błysnąłem w kilku miejscach. W znanym turnieju dla młodzieży w Tulonie, we Francji, dostałem nagrodę dla Największego Odkrycia, a wiele lat przede mną w ten sam sposób wyróżniono tam Cristiano Ronaldo czy Zinedine’a Zidane’a. Błysnąłem też na turnieju w Szwecji, Gothia Cup, na kilku turniejach w Azji. Indonezyjczycy uwielbiają, gdy ktoś promuje ich kraj i stąd moja popularność.

- Podobno aż 90 procent mieszkańców Indonezji interesuje się piłką. Jakie są trzy najpopularniejsze sporty w twoim kraju?
- Na pierwszym miejscu futbol, na drugim futbol, na trzecim futbol (śmiech).

- A dlaczego nigdy nie odnieśliście żadnego sukcesu w piłce, nawet w Azji? Przecież macie z kogo wybierać… Jesteście czwartym krajem świata jeśli chodzi o liczbę ludności.
- Myślę, że głównym problemem jest to, że mamy za mało dobrych akademii piłkarskich. One dopiero powstają. Mamy 260 milionów ludzi, ale tylko trzy tysiące trenerów piłkarskich. Indonezja jest wielkim, wyspiarskim krajem, nie tak łatwo się po nim przemieszczać i wyszukiwać talenty. Skauting jest mocno utrudniony. Dużym problemem jest to, że wielu z nas późno zaczyna grać w piłkę, na przykład w wieku 19 lat. A wtedy trudno już pewne sprawy nadrobić. Ale jestem przekonany, że będziemy szli do przodu. Właśnie dzięki tworzeniu nowych akademii.

- Zdążyłeś już zadebiutować w pierwszej reprezentacji Indonezji, zagrałeś w niej trzy mecze. Do kogo byś porównał swój styl gry?
- Kiedy graliśmy sparing z Espanyolem, ich trener powiedział, że przypominam mu Messiego. Tak mówią na mnie w Indonezji i w innych azjatyckich krajach - „indonezyjski Messi”. To miłe, bo Leo to mój idol, ale… Jestem Egy. Chcę prezentować mój własny styl.

- A jakie jest twoje największe piłkarskie marzenie?
- Chciałbym któregoś dnia zdobyć „Złotą Piłkę”, nagrodę dla najlepszego piłkarza świata.

ZOBACZ: Szaleństwo w Gdańsku. Indonezyjski Messi trafił do Lechii!

Najnowsze