- Do dziś pamiętam mój pierwszy mecz w Legii. Było to spotkanie z KSZO Ostrowiec, w którym puściłem jedną bramkę. Zresztą w reprezentacyjnym debiucie z Węgrami również raz zostałem pokonany - mówi Mucha.
Bramkarz przyznał, że przed przybyciem do Warszawy nie miał okazji odwiedzić naszej stolicy. - Moje początki nie były najlepsze, bo byłem zmiennikiem Łukasza Fabiańskiego, ale po jego odejściu do Arsenalu wreszcie mogłem wskoczyć do bramki Legii. Duża w tym zasługa trenera bramkarzy Legii - Krzysztofa Dowhania - przypomina Słowak.
Patrz też: Jan Mucha piłkarzem kwietnia w Legii
Kiedy bramkarz został zapytany o popularność swojego nazwiska odpowiedział, że miał okazję spotkać aktorkę noszącą to samo nazwisko. - Jakiś czas temu jadłem sushi z... aktorką Anną Muchą. Ale spokojnie, spotkałem ją w tej samej restauracji - wyjaśnia "Muszkin". Wprawdzie Mucha w czerwcu zagra na mundialu w RPA, a w lipcu przeniesie się do Evertonu, ale póki co myśli tylko o dzisiejszym szlagierze z Wisłą Kraków na Łazienkowskiej.
- Mecz z Wisłą będzie prestiżowy, ale traktuję go jak każdy inny. Wciąż mamy szanse na tytuł mistrzowski, a tym bardziej awans do europejskich pucharów. Jest więc o co walczyć - podkreśla Mucha.