"Super Express": - Skąd pomysł na Cracovię? Piłkarze z takim CV rzadko przychodzą do polskiej ligi.
Erik Jendrisek: - Przede wszystkim polska Ekstraklasa jest lepsza od słowackiej. Macie lepsze stadiony, na mecze przychodzi więcej kibiców. Mam małe dziecko, więc nie chciałem wyjeżdżać nigdzie daleko, choć miałem ofertę z Kazachstanu. Kraków jest optymalny, bo wsiadam w samochód i w dwie godziny jestem w rodzinnym mieście - Rużomberoku. Mogłem wprawdzie zostać w 2. Bundeslidze, ale chciałem spróbować czegoś nowego.
Noworoczny trening Cracovii: Jest pierwsza bramka w 2015 roku! To... samobój
- Do Niemiec, gdzie grałeś w sumie siedem lat, przychodziłeś jako król strzelców ligi słowackiej. Jesteś zadowolony z tego okresu?
- Najlepiej czułem się w Kaiserslautern. W tym klubie, w 2. Bundeslidze, strzeliłem 34 gole w ciągu trzech sezonów. Pojechałem na mundial do RPA, zagrałem w trzech meczach. Potem poszedłem do Schalke, wystąpiłem nawet w Lidze Mistrzów. Nie zrobiłem w tym klubie wielkiej kariery, ale cieszę się, że mogłem grać z takimi piłkarzami jak Raul. Był też Frei- burg, ale tam nie postrzelałem, bo najczęściej grałem na pozycji lewego pomocnika, co mi się nie podobało.
- W Schalke spotkałeś Raula Gonzaleza. Jak go wspominasz?
- Przede wszystkim jak do klubu przyszedł on i Klaas-Jan Huntelaar, było mi już trudno o grę, więc niebawem musiałem odejść do Freiburga. Raul to świetny piłkarz, bardzo inteligentny człowiek. I bardzo skromny, nie pokazywał, że jest legendą Realu Madryt. Jak zobaczyłem go w szatni przed pierwszym treningiem, pomyślałem sobie: "To nie może być prawda. Gram z Raulem Gonzalezem w jednym klubie". Poza tym z gry w Schalke często wspominam też trenera Feliksa Magatha.
Ekstraklasa. Cracovia w końcu wygrała na wyjeździe. Korona na łopatkach
- Dlaczego?
- Bo to oryginalny człowiek, trenowało się u niego bardzo ciężko. Często trzeba było wstawać na 7 rano, by przez dwie godziny jeździć rowerem. Oczywiście przed śniadaniem, które zaplanowano na 9. Po posiłku ruszaliśmy na skocznię narciarską i biegaliśmy po schodkach. W górę i w dół, tam i z powrotem. Po takiej "zabawie" nie miałem na nic siły. Innym razem przegraliśmy mecz ze Stuttgartem w Bundeslidze w sobotę. W niedzielę przychodzimy na trening, a Magath mówi: "Wszyscy macie stać tutaj, na środku boiska. Wrócę do was niedługo". Wrócił po 90 minutach i powiedział: "Wczoraj graliście właśnie tak jak teraz".
- Widać, że jesteś fanem tatuaży.
- Pierwszy tatuaż zrobiłem sobie, jak miałem 18 lat. Teraz mam ich już w sumie 15. Żona Natalia się nie denerwuje, bo sama jest cała wytatuowana (śmiech).