Przypomnijmy: Sykora wpadł Lechowi w oko już dawno, choćby ostatnią zimą polski klub próbował go pozyskać. Wtedy nic jednak z tego nie wyszło, po pierwsze, nie dogadały się kluby, a po drugie - jak można było wtedy usłyszeć - sam piłkarz nie palił się do przeprowadzki do Polski. Minęło jednak kilka miesięcy i sytuacja się zmieniła. To znaczy: piłkarz pokazał się z dobrej strony w Jabloncu, Lech o nim nie zapomniał, a Slavia zdania nie zmieniła - nie widzi go w swojej drużynie.
To spowodowało, że wydarzenia mocno przyspieszyły. Jako pierwsi poinformowaliśmy, że Lech złożył za Sykorę bardzo konkretną ofertę - około miliona euro, bo poznański klub widzi w nim następcę Kamila Jóźwiaka, który prawdopodobnie opuści Poznań. Tyle że potem przytrafiła się ta nieszczęsna kontuzja Sykory. Ale czy to uraz, który zagraża transakcji?
Kilka dni temu Slavia ogłosiła, że Sykora jest kontuzjowany, że wraca z obozu Slavii do Pragi, aby przejść dokładne badania. Od tego czasu zapadła jednak cisza. Wyniki badań miały być znane w piątek, ale nikt nic nie ogłosił. A sprawa była oczywista: jeśli uraz okazałby się poważny, to z transferu do Lecha nici. Czekaliśmy, czekaliśmy, ale nie było wieści. W związku z tym Super Express sam postanowił zbadać sprawę. Wnioski?
- Z Sykorą wszystko w porządku. Jutro wychodzi ze szpitala. Za około 10 dni znów powinien zacząć treningi - usłyszeliśmy w bardzo dobrze zorientowanym źródle. Z naszych informacji wynika, że Czesi ofertę Lecha traktują bardzo poważnie i są gotowi do negocjacji. A wspomniana wyżej kontuzja, skoro nie jest poważna, nie powinna tu być problemem.