Na trybunach jego popisy oglądały żona i córka. Po meczu tylko "Super Expressowi" July Arboleda opowiedziała o swoich wrażeniach.
"Super Express": - Jakie to uczucie, kiedy 42 tysiące osób skanduje nazwisko męża po tym, jak strzelił gola?
July Arboleda: - Wspaniałe. Cudowna atmosfera, niesamowici kibice. Manuel oddaje piłce i Lechowi całe swoje serce i bardzo się cieszę, że może przeżywać tak cudowne momenty.
- Bardzo się pani denerwuje, oglądając mecze męża?
- Bardzo, nie mogę spokojnie usiedzieć. Dużo się modlę w trakcie meczu, nie tylko za Manuela, ale i za cały zespół.
- Po zdobyciu gola Manuel wykonał efektowny taniec. Spontanicznie?
- A skąd! Taniec był dokładnie przećwiczony. Przed meczem Manuel pobierał w domu lekcje od specjalistki, naszej córeczki. Ona jest wielką fanką Shakiry, która tak jak my jest Kolumbijką. Córce bardzo zależało, aby tata nauczył się tańca Shakiry i zaprezentował go po strzelonym golu (śmiech).
- Znamy Manuela jako piłkarza. A jakim jest mężem?
- To cudowny, bardzo wrażliwy człowiek. Często reaguje emocjonalnie, zdarza mu się zapłakać, ale właśnie to w nim kocham. Nie wstydzi się uczuć. Gdybyście tylko mogli zobaczyć, jak on jest lubiany w Kolumbii.Wszyscy go uwielbiają za wielkie serce, jakie okazuje innym.
- Nikt nie jest bez wad...
- (śmiech). Manuel ma trzy wady: jest bardzo niecierpliwy, nienawidzi przegrywać i jest bardzo zazdrosny.
- Jak się poznaliście? W kinie, teatrze?
- Nie. W supermarkecie, w Bogocie. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
- Pojawiają się opinie, że mógłby zagrać w reprezentacji Polski...
- Jestem kolumbijską patriotką, ale wiem, że mężowi ciężko będzie o powołanie do naszej reprezentacji. I wcale nie chodzi o umiejętności. Po prostu polski futbol nie jest w Kolumbii ceniony, a do tego dochodzą różne niezdrowe układy. Ale mój mąż zasłużył na to, żeby reprezentować kraj. W Polsce czujemy się świetnie, więc gdyby Polacy chcieli go w swojej kadrze, to mają moje błogosławieństwo.