U progu obecnego sezonu Kacper Bieszczad miał na koncie ledwie kilkanaście występów ligowych i dopiero przebijał się do świadomości kibiców polskiej ligi. Jego niezwykła deklaracja finansowego wsparcia zbiórki „Serce dla maluszka” wywołała jednak duży oddźwięk nie tylko wśród fanów, ale i samych piłkarzy: Bieszczad – pochodzący z Krosna (a więc... spod Bieszczad) pociągnął za sobą kolejnych zawodników ligowych zawodników.
„Super Express”: - Stereotyp polskiego piłkarza z lat minionych był prosty: „fura, skór i komóra”. A tu przychodzi młody człowiek, który dzięki swej akcji oraz aktywności w social mediach pokazuje, że może być inaczej. Masz duszę rewolucjonisty?
Kacper Bieszczad: - Nie, nie mam ambicji reprezentowania ogółu czy odwracania stereotypów. Chodzi mi o to, żeby przede wszystkim pokazać samego siebie: kim jestem, jakie mam spojrzenie na piłkę.
- A jakie masz?
- Po pierwsze - piłka nożna jest dla kibiców; po drugie –dziś nie może istnieć futbol bez social mediów. Chciałbym, żeby piłkarze – koledzy z boisk - wychodzili do kibiców, wchodzili z nimi w interakcje.
- Oddźwięk akcji „Murowane pomaganie” jest ogromny. Dołączają kolejni piłkarze – nie tylko bramkarze; dołączają firmy. Spodziewałeś się takiego „efektu kuli śnieżnej”?
- Miałem nadzieję na pozytywny odbiór mojego pomysłu, choć nie sądziłem, że pójdzie to tak szeroko. Bardzo mnie to cieszy. Najważniejsza jest pomoc, więc do im większej grupy odbiorców akcja trafi, tym lepiej.
- Pochwaliłeś się maturą z matematyki zdaną na poziomie 90 procent. Więc pewnie policzyłeś sobie, ile kasy wypłynie z twojego konta, jak zagrasz jeszcze 32 pozostałe spotkania ligowe bez straconego gola...
- Jestem z tych, u których głowa nastawiona jest na tryb od meczu od meczu, więc... nie myślę o tym. Na razie chcę - z korzyścią dla drużyny – mieć jak najwięcej czystych kont. A trener Piotr Stokowiec obiecał, że jak mi zabraknie pieniędzy na wpłaty, to mi je pożyczy.
- Na razie twoi koledzy sprawiają wrażenie, jakby chcieli, żeby jak najwięcej bramkarzy przyłączyło się do twojej akcji. Krótko mówiąc – nie strzelają goli. Co ty na to?
- Mamy problemy ze skutecznością, ale wierzę, że worek z bramkami w końcu nam się rozwiąże. Taki mamy plan na piątkowy mecz w Gliwicach.
- Z czystym kontem po stronie strat oczywiście?
- Niekoniecznie.Wolę, żeby drużyna wygrała na przykład 3:1. Mogę nie mieć czystego konta, jeżeli zespół zdobędzie trzy punkty.
- A tobie wtedy tysiączek zostanie na koncie bankowym!
- Jeśli wygramy – nawet ze straconą bramką, i tak wpłacę tysiąc na akcję!
- Ta akcja wygląda trochę jak z bajki. Albo z książek o Harrym Potterze, którymi ponoć się zaczytujesz?
- Nadrabiam zaległości z dzieciństwa (śmiech). Dostałem od znajomego całą serię książek o Potterze. Bardzo polecał; przekonywał, że mnie wciągnie. I wie pan co? Miał rację: wciągnęło. Po każdej kolejnej części oglądam jej ekranizację. Jestem na piątym tomie, parę mi jeszcze zostało.
- Wiemy, że jesteś po maturze. Co będzie twoim Hogwarthem? Wyższą uczelnią?
- Na chwilę obecną jest nim główny stadion Zagłębia i boisko treningowe. Skupiam się na piłce, a w warstwie edukacyjnej – na nauce języków. Angielski na poziomie komunikatywnym już opanowałem, teraz wziąłem się za hiszpański.
- To wskazówka, do jakiego kraju się wybierasz?
- Te języki są uniwersalne, przydać się mogą w wielu krajach. Anglia? Hiszpania? Nie narzekałbym na żaden z tych kierunków, gdybym miał tam trafić.
- Ponoć nie zawsze byłeś bramkarzem?
- Owszem. Przez dwa-trzy tygodnie po rozpoczęciu treningów w wieku 7 lat ustawiano mnie jako środkowego obrońcę. Ale kiedy na treningu zabrakło bramkarza, stanąłem między słupkami. Poszło mi nieźle, no a poza tym pomyślałem: „Fajnie, tu nie trzeba tyle biegać”. I zostałem. Teraz już bym się nie zamienił, choć czasami bramkarz jest jak saper: efekt jego pomyłki jest kiepski...
Hiszpańska niespodzianka na mazowieckiej ziemi. Wisła Płock dostała „dwa w jednym”
- Jak się wtedy czujesz, kiedy przecinasz niewłaściwy kabelek i bomba wybucha – czyli tracisz gola?
- Nie myślę, nie rozpamiętuję błędu. Zawsze mam nadzieję, że na boisku kolegom starczy jeszcze czasu na odrobienie straty, naprawienie mojej pomyłki. A ją samą analizuję dokładnie dopiero po meczu. Analiza jest dla mnie ważna. Staram się stawiać na jak najlepsze przygotowanie i jak największą wiedzę. Nie lubię zostawiać czegokolwiek przypadkowi.
- Taki człowiek nazywa się perfekcjonista?
- Chyba tak. Denerwuje mnie nawet najmniejsza „pierdoła” niezgodna z moim pomysłem i założeniem, przywiązuję wielką wagę do szczegółów. Dlatego przed każdym meczem bardzo dokładnie analizuję sposób rozgrywania akcji przez przeciwnika, rozgrywania rzutów wolnych i rożnych, wreszcie sposób wykonywania karnych.
- Ponoć – prócz owych karnych - pasjonuje cię także... poker?
- Owszem. I w karnym, i w pokerze dużą rolę odgrywa głowa. W bramce można czasem sprowokować egzekutora, by strzelił tam, gdzie ty chcesz. Przy stole pokerowym z kolei też nie zawsze gra się tak, jak powinno to wynikać z kart trzymanych w ręce.
- Czasem trzeba blefować?
- Dokładnie. Przy karnych czasem też blefuję.
- Jak?
- Próbuję sprowokować strzelca, wyprowadzić go z równowagi, rozkojarzyć.
Legia szuka następców w miejsce reprezentanta Polski. To ten duet wzmocni warszawski zespół?
- „Dudek-dance” się przydaje?
- Tak. Kiedy z Dominikiem Hładunem zaczynaliśmy szukać „taktyk” na obronę karnych, „Dudek-dance” też nam się zdarzał. I całkiem fajnie to wychodziło. To świetny sposób na rozkojarzenie przeciwnika. Przesuwanie się w różne miejsca bramki, powiększanie swego obrysu rozkładaniem rąk... Strzelec może zgłupieć. Bramkarz wydaje mu się dużo większy, niż jest w rzeczywistości, a miejsca do uderzenia jest dużo mniej.
Pamiętacie „Dudek-dance”? Warto sobie przypomnieć!
- Wiesz, że masz w drużynie najlepszego w historii ligi egzekutora karnych?
- Filip Starzyński, wiem. Nie zdarza mi się zbyt często obronić jego karnych na treningu, ale to pewnie dlatego, że... jego nie analizuję i nie szukam na niego „taktyk”. Jakbym poszukał, coś pewnie bym znalazł.
Mateusz Wieteska o odejściu z Legii Warszawa. "Nie wyobrażałem sobie, że..."
- No to na koniec jeszcze raz social media i matematyka. O ile procent wzrosła ci liczba „followersów” w mediach społecznościowych od początku akcji?
- Na Twitterze – o 400 procent, na Instagramie – troszkę mniej. Trzeba mocniej popracować (śmiech).