"Super Express": - Czuje pan, jak na gardle coraz mocniej zaciska się pętla?
Rafał Ulatowski: - Nie do mnie to pytanie. Jestem trenerem, który zawsze walczy do końca. Wierzę w swoją pracę. Wciąż dochodzą nowi piłkarze. Potrzeba nam czasu na zgranie. Najbardziej widać to w formacji defensywnej, gdzie w każdym meczu - z różnych powodów - gramy w innym ustawieniu.
- Mimo młodego wieku ma pan znakomite CV, ale na biografii może już wkrótce pojawić się rysa...
- O żadnych rysach nie myślę, ale nie ukrywam, że sam oceniam się negatywnie. Tabela nie kłamie, a u nas na koncie jest zero. Mam się usprawiedliwiać, że brakuje mi zawodników? A kogo to obchodzi? Trenera kreuje wynik.
Przeczytaj koniecznie: Boruc ławce rezerwowych
- Odczuwa pan presję ze strony właściciela klubu i kibiców?
- W klubie na razie jest spokój. Wiem, że w końcu zaczniemy punktować. Oby jak najszybciej. Nigdy dotąd nie miałem tak fatalnej passy. Pocieszam się tym, że podpisałem kontrakt nie na 4, a na 60 meczów. Na dwa sezony. Jednak wie pan, jak to jest. Gdy nie ma wyników, zawsze winny jest trener. Dlatego wszystko może się zdarzyć. Na pewno nie zamierzam unikać odpowiedzialności.
- Został pan już ukarany za stwierdzenie po meczu z Legią, że sędzia powinien zawisnąć na wieży mariackiej?
- Na moją prośbę posiedzenie zostało przełożone i dopiero się na nie wybieram. Nie powiedziałem, że należy powiesić sędziego. Zresztą wtedy górę wzięły emocje. Przeprosiłem już arbitra tego spotkania i pokornie czekam na decyzję.