W Lechu są dwa nierozłączne duety. Jeden wschodni, drugi latynoski. Ten ostatni tworzą oczywiście Manuel Arboleda i Luis Henriquez. Poznali się w Poznaniu, ale ta przyjaźń będzie trwać, nawet gdy wrócą do swoich krajów. Gdy tylko któryś z nich strzeli gola, od razu szuka na boisku tego drugiego, aby wspólnie zatańczyć.
Drugi nierozłączny duet to Artiom Rudniew i Siergiej Kriwiec, którzy polubili się od pierwszego dnia pobytu Łotysza przy Bułgarskiej.
Karty rozdają Polacy
Najsilniejszą grupą w Lechu jest "frakcja polska". Jej przedstawiciele mają najwięcej do powiedzenia w drużynie. W październiku 2010 po przegranym 0:2 meczu z Górnikiem w szatni "Kolejorza" miało dojść do bójki między grupą polską a grupą bałkańską. Piłkarzy rozdzielać musiał ówczesny trener Jacek Zieliński. Efekt? Podobno ta awantura przyczyniła się do... scementowania zespołu i od tamtego zajścia relacje między obiema grupami są dobre.
Tonew i Kikut, czyli inna kategoria
W każdym klubie jest ktoś, kto chodzi swoimi ścieżkami. W Lechu to Bułgar Aleksandar Tonew, który... nie bardzo potrafił się na początku dogadać z innymi piłkarzami. Bo choć Lech ma stadion na Bułgarskiej, to po bułgarsku nikt poza Tonewem nie mówi.
Zupełnie inną kategorię stanowi Marcin Kikut, który ma dobre układy ze wszystkimi. Z jednej strony siłą rzeczy należy do grupy polskiej, ale z drugiej jego najlepszym kolegą w klubie jest Ivan Djurdjević.
Grupa polska: Krzysztof Kotorowski, Grzegorz Wojtkowiak, Rafał Murawski, Bartosz Ślusarski, Hubert Wołąkiewicz. Grupa latynoska: Manuel Arboleda i Luis Henriquez. Grupa wschodnia: Siergiej Kriwiec i Artiom Rudniew. Grupa bałkańska: Ivan Djurdjević, Dimitrije Injać, Semir Stilić, Jasmin Burić, Vojo Ubiparip. Ulubieniec wszystkich: Marcin Kikut. Samotnik: Aleksandar Tonew