Obaj są wyraziści i bezkompromisowi. Jak idą na wojnę, to nie biorą jeńców. Michał Probierz to mistrz piłkarskiej socjotechniki. Nikt tak jak on nie potrafi wywierać presji na sędziach. Krzyczy, gestykuluje, a jego złość najczęściej skupia się na sędziach technicznych, bo… są najbliżej ławek rezerwowych.
W Białymstoku do dziś wspomina się, jak Probierz, wówczas prowadzący Jagiellonię, sam ruszył do sektora zajmowanego przez obrażających jego piłkarzy szalikowców. I prowodyrów kiboli wyzywał na solo. Przerażeni zawodnicy z trudem odciągnęli wściekłego trenera od równie rozwścieczonych chuliganów.
- Nie mam zamiaru się zmieniać i się nie zmienię. Taki jestem, taki się urodziłem. I jest taki fajny cytat: Po czterdziestce coraz więcej ludzi może mnie w dupę pocałować – odparł kiedyś pan Michał zapytany, czy nadejdzie moment, gdy się uspokoi.
Długie rozwiane włosy, i diaboliczny wyraz twarzy. Nie było jeszcze meczu Legii, w którym Ricardo są Pinto nie rwałby się do bitki, albo przynajmniej ostrej wymiany zdań. Przeciwnikiem może być każdy. Sędzia, piłkarz drużyny przeciwnej, czy nawet kibic. Tak jak po spotkaniu z Lechią w Gdańsku, gdy pół sztabu, z kierownikiem drużyny na czele, musiało powstrzymywać wyrywającego się Portugalczyka. Sa Pinto ruszył na brata obrońcy Lechii Filipa Mladenovicia, który z trybun posłał mu „wiązankę”.
- Nigdy nie pozwolę obrażać siebie, ani nikogo z drużyny. Każdy kto się na to odważy, musi się liczyć z konsekwencjami – powiedział potem.
Przed Sa Pinto na baczność w Legii stają niemal wszyscy. Portugalczyk liczy się jedynie z właścicielem Dariuszem Mioduskim. Innych rozstawia po kątach. Jeśli coś idzie nie po jego myśli, jest bezwzględny. Wyznaje zasadę, że w drużynie może być tylko jeden samiec Alfa – on. Przekonali się o tym piłkarze z charakterem – Arkadiusz Malarz (odstawiony do rezerw) i Krzysztof Mączyński (już go w klubie nie ma).
I Probierz i Sa Pinto w złości są jak pitbulle. Nie do zatrzymania. Czy w niedzielę skoczą sobie do gardeł?