Moneta od ponad roku jest ambasadorem fundacji. W pracy na rzecz maluchów wspiera go obrońca Crystal Palace Jarosław Jach. - To był pomysł żony mojego menedżera Pawła Staniszewskiego. W ich rodzinie jest dziewczynka chora na cukrzycę. Z myślą o zmagających się z tą chorobą dzieciach pani Dagmara założyła fundację. Kiedy zaproponowała mi wspólne działanie, nie wahałem się nawet przez moment. Moja 15-letnia siostra Marta od dziesięciu lat jest cukrzykiem. Wiem, jak bardzo musi uważać każdego dnia. Bo cukrzyca nie boli. To cichy zabójca - mówi piłkarz.
Na razie zaangażowanie Monety polega głównie na kupowaniu dzieciakom sprzętu sportowego i pomocy finansowej podopiecznym fundacji. Jednak plany piłkarza są bardziej ambitne. - Gdy tylko Jarek Jach przyjedzie do Polski, przeprowadzimy z dzieciakami trening, może uda się zaprosić je na jakiś mecz? Chciałbym w wakacje odwiedzić maluchy na którymś z obozów wypoczynkowych, jakie organizuje dla nich fundacja - wyjawia Moneta.
Łukasz nie ukrywa, że uśmiech na twarzach dzieci był dla niego najlepszym lekarstwem na stres. Po udanych mistrzostwach Europy do lat 21 (strzelił gola w meczu ze Szwecją, 2:2) wrócił z Ruchu Chorzów do Legii Warszawa. - Liczyłem, że skoro na Euro pokazałem się z dobrej strony, to dostanę szansę w klubie. Ale nie dostałem. Nie mam do nikogo żalu, widocznie byłem za słaby na Legię - mówi.
W pierwszym meczu ligowej wiosny los skojarzył Legię i Zagłębie. Moneta wszedł na boisko w 69. minucie. - Chciałem pokazać, że trenerzy Legii popełnili błąd, nie dając mi szans na grę. Na razie jestem na rok wypożyczony, ale w Lubinie bardzo mi się podoba, jest fajna atmosfera w szatni i trener Mariusz Lewandowski, który wie, co to poważne granie. Dlatego nie miałbym nic przeciwko temu, żeby zostać tu dłużej - nie ukrywa.
Zobacz również: Bernhard Heusler: Legia ma wielki potencjał [WYWIAD]