- Nie jest tragicznie, głowy nie stracę. Trzeba tylko "naprawić" część twarzy - śmieje się (chociaż nie jest mu do śmiechu) Niedzielan.
"Super Express": - O tej operacji krążą już legendy. Podobno przygotowali już na pana haki. Będą na nich wieszać?
Andrzej Niedzielan: - Nic z tych rzeczy, wwiercą mi się tylko przez dziąsło do policzka i wyciągną fragmenty kości, właśnie tymi hakami. Na pewno nie będzie to fajne uczucie, ale muszę przejść ten koszmar...
Przeczytaj koniecznie: Koszmar na boisku: Niedzielanowi pękła kość jarzmowa w czaszce
- Pamięta pan coś z tego zderzenia z Hanzelem?
- Czułem się, jakby znokautował mnie Tomasz Adamek, przez chwilę nie kontaktowałem, co się ze mną działo. Schodziłem z boiska, jakbym wcześniej wypił pół litra. A byłem kompletnie trzeźwy! (śmiech).
- Co będzie, jak pan dorwie sprawcę nieszczęścia...?
- Nic mu nie zrobię, to nie była jego wina. Wyskoczyliśmy i zderzyliśmy się przypadkowo głowami. Zresztą Łukasz wysłał mi SMS-a z przeprosinami, a ja mu odpisałem, że taki jest nasz zawód, wypadki się zdarzają.
- Co powiedziała żona, jak pana zobaczyła?
- Żona oglądała ten mecz i usypiała młodsze dziecko. Z boiska od razu odwieziono mnie do szpitala, więc spotkaliśmy się dopiero w środę, w Krakowie, uspokoiłem ją. Nie chciałem tylko, żeby dzieci mnie oglądały, bo wyglądałem fatalnie. Odczekałem jeszcze trzy dni i starsza Zuzia mogła mnie zobaczyć, bo bardzo się martwiła.
- Chce pan szybko wrócić na boisko, to bez maski na twarz się nie obejdzie. Może zadzwoni pan do Johna Terry'ego o radę? On już nosił taką maskę.
- Nie, nie, John jest teraz na pewno bardzo zajęty, ma kłopoty rodzinne, nie odbierze telefonu (śmiech). Ale dzwoniłem już do kolegów z Krakowa i wiem, że dostanę maskę na miarę, najpierw zostanie wykonany odlew twarzy.
- Czyli w Ruchu Chorzów będą mieli swojego Hannibala w masce?
- Hannibal? Zobaczymy, mogę być nawet Kopciuszkiem, byle tylko wrócić na boisko i grać. Nogi mam zdrowe, twarzą nie kopię piłki, chcę jak najszybciej pomóc Ruchowi w kolejnych meczach.