"Super Express": - Na Gali Ekstraklasy dostałeś dwie statuetki: dla najlepszego napastnika i króla strzelców. Jesteś usatysfakcjonowany?
Marcin Robak: - Tak. To był dla mnie bardzo dobry sezon. Nagrody cieszą tym bardziej, że nie grałem we wszystkich meczach od pierwszej minuty. Szczególnie nagroda dla napastnika sezonu była dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem.
- Sezon byłby pewnie jeszcze lepszy, gdybyś więcej grał.
- Ja się cieszę, że grając tyle, ile grałem, osiągnąłem tak wiele. Rzadko zawodnik prowadzi w klasyfikacjach, mimo że nie gra od początku. To mi nie pomagało, byłem przez to lekko wytrącony z równowagi.
- Byłeś zły na Bjelicę?
- Były momenty, kiedy jego decyzje były niezrozumiałe, nie zawsze się z nimi godziłem. W ostatnim meczu wszystko we mnie wybuchło i może nie powinienem się tak zachować. Czasami emocje są jednak tak wielkie, że może się to zdarzyć.
- Jest duży żal, że na ostatniej prostej przegraliście walkę o tytuł?
- Wszyscy myśleli, że jest szansa na mistrzostwo, i w pewnym momencie była. Decydujący był przegrany mecz w Warszawie. Legia przed ostatnią kolejką odskoczyła na dwa punkty i wystarczył im remis z Lechią. Zwycięstwo z nami im pomogło. A po finale Pucharu Polski mamy nauczkę, nie zawsze faworyt wygrywa.
- W tym sezonie zostałeś królem strzelców ex aequo z Marco Paixao. Za rok wygrasz już samodzielnie?
- Myślę, że jestem w stanie po raz trzeci zostać królem strzelców. Trzy lata temu nikt by nie pomyślał, że jeszcze coś w piłce osiągnę. Jestem przykładem na to, że wiekowi zawodnicy też dają coś drużynie.