Marko Vejinović, Arka Gdynia

i

Autor: Cyfra Sport Marko Vejinović i Kamil Jóźwiak

Marko Vejinović z Arki: Za każdym razem mogę strzelać w doliczonym czasie

2020-06-07 23:15

Arka Gdynia w niesamowitych okolicznościach sięgnęła po trzy punkty w meczu ze Śląskiem Wrocław. Decydującego gola w doliczonym czasie gry strzelił Marko Vejinović (30 l.), jeden z najbardziej doświadczonych piłkarzy gdyńskiego klubu, egzekwując rzut karny. - Jeśli mamy zdobywać trzy punkty, to podejmę się takiego strzału znowu, nawet na Legii. I nie ma znaczenia, czy to będzie pierwsza, czy ostatnia minuta. Podejdę i strzelę - mówi nam lider gdyńskiego zespołu.

Super Express: - Nie brakowało emocji w waszym meczu ze Śląskiem. Ochłonąłeś?
Marko Vejinović: - Najważniejsze są trzy punkty. W naszej sytuacji naprawdę nic innego się nie liczy. Oczywiście, chciałbym, żebyśmy wygrywali po pięknej grze, ale przede wszystkim chcę, żebyśmy wygrywali. I zadanie zostało wykonane. A że bramka padła w 97. minucie? Co mogę powiedzieć... Z punktu widzenia naszego i naszych kibiców wolałbym, żeby te mecze rozstrzygały się wcześniej, ale... Jeśli mają się rozstrzygać na naszą korzyść, to niech to będzie  i w doliczonym czasie.

- To ty podszedłeś do decydującego karnego. I cóż: nie był to najlepiej wykonany karny jaki świat widział...
- Nie wiem o czym mówisz (śmiech). Padł gol?

- No padł.
- Zatem wszystko jasne...

- A o czym myśli piłkarz podchodząc do piłki w takiej sytuacji? Gdy tak wiele zależy od niego...
- Ja skupiam się na samym uderzeniu. Nie zwracam uwagi na to, czy to pierwsza, czy ostatnia minuta. Za każdym razem myślę o tym, żeby piłka po moim strzale wpadła do siatki...

- W tym meczu najpierw był rzut karny podyktowany przeciwko wam. Bardzo kontrowersyjny. Co o nim sądzisz?
- Sędziowie tak zadecydowali, jest VAR, więc trudno mi cokolwiek komentować... Dla nas było to bolesne, ale skoro taka decyzja zapadła, to nie ma sensu z nią dyskutować.

Czeski król Legii. Tak padła bramka dla wicemistrza Polski

Sonda
Czy Arka Gdynia utrzyma się w PKO Ekstraklasie?

- Przed wami spotkanie z Legią. Teoretycznie nie macie po co jechać na Łazienkowską...
- Tak, ale to tylko teoria. Gdybym miał jechać po punkt, albo wcale, to bym się w ogóle nie wybierał. W polskiej lidze dzieją się szalone rzeczy i taką szaloną rzecz chcemy zrobić w Warszawie. Ja się Legii jako sportowiec nie boję, będę walczył o trzy punkty dla Arki.

- Nie wiem czy dotarły do ciebie przecieki, ale w mediach pojawiły się informacje o twoich wielkich zarobkach w Arce (120 tysięcy złotych miesięcznie - przyp. PK).
- Nie śledzę zbytnio wieści w mediach, ale... Każdy może mówić, czy pisać co chce. Dla mnie najważniejsze to dobrze grać i utrzymać Arkę.

- A gdyby na Legii przyszłoby ci strzelać znów karnego w doliczonym czasie gry?
- To jestem do dyspozycji. Zrobię to bez żadnego zawahania.

- Macie w klubie od niedawna nowych właścicieli. Jak to na was wpływa?
- Zdjęło to z nas presję martwienia się o podstawowe sprawy, czy klub przetrwa. Teraz znów możemy się skupić na piłce. To ważne, bo przecież my mamy zajmować się grą.

- Mateusz Młyński, twój klubowy kolega, podobno wielki talent. Jak to widzisz?
- To prawda, wielki talent. Jeśli podeprze go pracą to zajdzie daleko. Natomiast wiadomo - sam talent nie wystarczy. Trzeba mocno pracować.

- Zostaniecie w lidze? Ta misja może się udać?
- Nasza strata do Wisły, z którą zagramy dwa razy nie jest wielka. Do Korony tym bardziej, więc nikt tu w Gdyni nie składa broni.

Grzegorz Schetyna na meczu Ekstraklasy mimo braku kibiców. Czy złamał przepisy? [zdjęcia]

Najnowsze