O co chodzi? Alonso w ostatnich dniach negocjował transfer Paixao do Polski, ale do… Lecha Poznań.
– Lech był mocno zainteresowany. Idea była taka, żeby wypożyczyć Marco ze Sparty na pół roku, do końca sezonu. A w sytuacji gdyby udało mi się wyciągnąć Paixao ze Sparty za darmo, to wtedy Lech zaproponowałby mu dwuletni kontrakt. Wydawało mi się, że wszystko jest na dobrej drodze, po czym dostaję zdjęcie z Polski, na którym widać jak Paixao przechodzi testy medyczne w Lechii. A ja nic o tym nie wiem! Będę się starał zablokować ten transfer – mówi nam Alonso.
Hiszpan podejrzewa, że Paixao dał pozwolenie na reprezentowanie go innego agentowi, Polakowi.
– Mam dokument, w którym jest jasno napisane, że to ja mam wyłączność na Paixao, na wszystkie kraje, do 2017 roku. Podpisaliśmy go dokładnie tego dnia, gdy firmował umowę ze Spartą. Nie wiem co się dzieje, nie mogę się do Marco dodzwonić, jego narzeczona też mówi, że jest nieosiągalny. Zaraz powiadomię o sprawie szefów Lechii, bo tak nie powinno być. To tak jakby sąsiad sprzedał twoje auto bez twojej wiedzy i zgody. Właśnie tak się teraz czuję – mówi rozżalony Alonso, który z Paixao współpracuje od kilku lat.
Jak to się może zakończyć? Intuicja podpowiada nam, że transfer przejdzie, a jeśli Alonso rzeczywiście udowodni swoją wyłączność na reprezentowanie Paixao, to być może otrzyma odszkodowanie.
- Jestem bardzo zdenerwowany. Sprawy nie zostawię. Może się to nawet oprzeć o światowe władze piłkarskie – mówi Alonso.