"Super Express": - Spodziewałeś się tak szybkiego awansu w ciągu roku?
Kamil Piątkowski: - Nie. W Lubinie grałem tylko w rezerwach, więc przychodziłem z trzeciej ligi do Ekstraklasy. Myślałem, że pierwszy sezon, to będzie oswajanie się z nowym miejscem, zapoznanie z kolegami i taktyką gry. Na szczęście dla mnie stało się inaczej.
- Trochę dziwne, że nie dostałeś choćby jednej szansy w Zagłębiu, gdzie stawia się na wychowanków. Jak myślisz, dlaczego?
- Było sporo okazji, żeby włączyć mnie do kadry, choćby przy kontuzjach innych piłkarzy. Kilka razy byłem tym 19. zawodnikiem i nie załapałem do kadry meczowej u trenera Lewandowskiego, ani u van Daela. Mały żal z tego powodu jest, ale może tak miało być. Dzięki temu stałem się twardszy mentalnie. Przekonałem się, że w jednym klubie można być pomijanym, ale w drugim dostanie się szansę.
- Czym tak szybko przekonałeś do siebie Marka Papszuna?
- Trenera przekonał mecz sparingowy w październiku ubiegłego roku, w którym wystąpiłem na prawym wahadle. Wypadłem dobrze, zaliczyłem asystę i trener dał mi szansę od początku w meczu ligowym ze Śląskiem. Trener Papszun bardzo mi pomógł i dalej to robi. Podpowiada jak mam się poruszać, jak ustawiać ciało. Uważam, że z każdym treningiem i meczem staję się lepszym piłkarzem.
Czas się kurczy, Arkadiusz Milik W POTRZASKU! Z Polaka zrezygnował kolejny klub
- Obecnie gracie inaczej niż roku temu, trójką w obronie. Pozycja prawego stopera jest chyba wręcz stworzona pozycja dla ciebie?
- Przejście na grę trzema obrońcami nie było łatwe. Są inne zadania, trzeba częściej schodzić do boku. Oswoiłem się z tym, wiem co mam robić, nauczyliśmy się pewnych automatyzmów. To prawda, że na pozycji prawego stopera jest trochę zadań jakie ma prawy obrońca, a ja miałem obycie z tą pozycja. Przydaje się również to, że w przeszłości grałem na pozycji nr 6 czyli defensywnego pomocnika. Dlatego chętnie idę do przodu, szczególnie przy stałych fragmentach gry.
- Masz wzór obrońcy wśród grających obecnie na świecie?
- Jest nim Sergio Ramos - biorę z niego przykład. Świetnie wyprowadza piłkę, ma przy tym duży spokój. Jest zdecydowany i bardzo twardy. Mało kto może z nim wygrać bezpośredni, męski pojedynek. Nie jest zbyt wysoki jak na obrońcę, ale świetnie przygotowany motorycznie, zwrotny i bardzo dynamiczny.
- Od kolegi z drużyny, Tomasa Petraska też chyba możesz się sporo nauczyć?
- Oj tak. Bardzo mi pomógł. Wziął mnie pod swoje skrzydła, gdy przyszedłem do Rakowa. Dużo podpowiada na treningach i meczach.
- Rodzinny dom opuściłeś bardzo wcześniej, mając niespełna 15 lat.
- Gdy wyjechałem z Jasła do Karpat Krosno nie było najgorzej, bo mogłem przyjeżdżać na weekendy do domu, a tata przyjeżdżał na moje treningi i mecze. Później dostałem propozycje z akademii Zagłębia i Lecha Poznań i wybrałem tą z Lubina. Pierwszy miesiąc, gdy mieszkałem sam, był bardzo ciężki. Spadły na mnie nowe obowiązki, jak pranie czy gotowanie i to był koszmar. Do domu było daleko, ponad 500 km, więc nie miałem czasu przyjechać nawet na weekend. Z czasem skupiłem się na piłce, rodzice wspierali mnie duchowo i jakoś przetrwałem ten trudny okres.
- Rozumiem, że nauczyłeś się gotować, a ta umiejętność przydaje się w życiu.
- Trochę się nauczyłem, ale od 1,5 roku mieszkam z dziewczyną i ona zajmuje się gotowaniem czy sprzątaniem. Bardzo mi pomaga i wspiera, co jest podstawą dla profesjonalnego piłkarza.
- Raków zaczął sezon bardzo dobrze. O co walczycie?
- O jak najwyższą pozycję. Wyglądamy bardzo dobrze, gramy swoją specyficzną piłkę. Mam na myśli ustawienie z trzema obrońcami, bo jednak większość drużyn gra czwórką obrońców. Nasz system jeśli dobrze funkcjonuje jest trudny dla rywala. Wszyscy jesteśmy zmotywowani, każdy z nas chce się rozwijać indywidualnie i efekty tego widać na boisku.