Ojciec napastnika Legii Warszawa: Nikolić może pobić rekord Henryka Reymana sprzed wojny [ZDJĘCIA]

2015-12-08 8:38

Wierzyliśmy z żoną Valerią, że w Polsce syn da sobie radę. Ale nie wyobrażaliśmy sobie, że będzie grał aż tak dobrze. Jesteśmy szczęśliwy i dumni - mówi nam Zoran Nikolić, ojciec Nemanji Nikolicia (27 l.), który strzelił już 20 goli w Ekstraklasie i idzie na historyczny rekord wśród snajperów polskiej ligi.

"Super Express": - Rekord polskiej ligi to 37 goli, które zdobył Henryk Reyman, napastnik Wisły Kraków w 1927 roku. Syn może poprawić ten wynik?

Zoran Nikolić (51 l.): - Niech mu Bóg da zdrowie. Wtedy jest w stanie to osiągnąć. Uważam, że dorobek w granicach 25-28 goli też byłby idealny dla niego. Teraz jest skuteczny, ale w karierze każdego napastnika zawsze może się zdarzyć słabszy okres. Starasz się, biegasz, a i tak nic się nie udaje i wpadasz w dołek.

- Czy Nemanja był kiedyś tak skuteczny, jak teraz w Legii Warszawa?

- W ubiegłym sezonie, gdy został królem strzelców ligi węgierskiej, też miał bardzo dobry okres. W 11 meczach z rzędu strzelił 13 goli, a w całych rozgrywkach trafił 21 razy. Wierzyliśmy z żoną Valerią, że w Polsce syn da sobie radę. Ale nie wyobrażaliśmy sobie, że będzie grał aż tak dobrze. Jesteśmy szczęśliwy i dumni. Pół roku w Legii jest naprawdę okazałe.

- To prawda, że wciąż wytyka mu pan błędy?

- Zawsze coś znajdę. Od kiedy jest w Polsce, tylko raz nic mu nie zarzuciłem. Przeciwko Cracovii, gdy zaliczył hat-tricka, wszystko w jego wykonaniu było na wysokim poziomie. Wysłałem mu wtedy wiadomość: "Gratulacje, wszystko było OK". Syn od razu oddzwonił, chyba nie mógł uwierzyć w pochwały, bo dopytywał: "Tato, za nic mnie nie skrytykujesz?!". Ja nie patrzę na jego grę tylko przez pryzmat goli. Ważniejsze jest dla mnie, ile serca włożył dla dobra zespołu.

- Dlaczego dopiero w wieku 27 lat zdecydował się na transfer zagraniczny?

- Videoton wysoko go wyceniał i dużo klubów podczas negocjacji rezygnowało z jego pozyskania. Rozumiem podejście władz Videotonu, że za najlepszego strzelca ligi żądali dużo pieniędzy, ale liga węgierska nie jest tak ceniona jak polska czy serbska. Gdyby Nemanja grał w Serbii, to pewnie trzeba byłoby zapłacić za niego znacznie więcej. Znam wielu serbskich piłkarzy, którzy kosztowali po kilka milionów euro, a syn nie jest od nich gorszy.

- Nemanja przeżywa najlepszy okres w karierze, a w reprezentacji Węgier jest tylko rezerwowym. Dlaczego?

- Może reprezentacja nie ma takiego stylu gry, który pasowałby do Nemanji. Trudno powiedzieć. Nie mówię, że gra zespołu ma być ustawiona pod niego, ale wiem, że syn przydałby się w kadrze. Musi cierpliwie czekać na szansę, a jak ją dostanie, to pokaże na co go stać.

- Obecny okres to szczyt jego możliwości?

- Nie mogę powiedzieć, że to co pokazuje teraz to pełnia jego umiejętności. W mojej ocenie Nemanja może grać na jeszcze wyższym poziomie. Jestem o tym przekonany.

- Jeśli miałby zrobić kolejny krok w karierze, to która liga byłaby dla niego odpowiednia?

- Syn ma mentalność zwycięzcy. Zawsze taki był. Poradziłby sobie zatem w każdej lidze w Europie. Najlepiej odnalazłby się we Francji i Holandii, co nie oznacza, że nie dałby rady w Niemczech.

- Pan także był napastnikiem. Nemanja przypomina pana?

- Ma taki sam instynkt strzelecki. Tak mówią ci, którzy znają mnie z boiska. Syn jest szybki, a pod względem sportowym niemożliwy. Chce tylko wygrywać i wygrywać, a jego drużyna ma być zawsze najlepsza. Tłumaczę mu, że nie zawsze będzie zwyciężał. Nemanja jest profesjonalnym piłkarzem, a ja grałem w lokalnych klubach na poziomie 3 i 4 ligi. Kiedyś miałem okazję wyjechać do Szwajcarii, do drugoligowego Lugano. Zrezygnowałem, bo wyjazd wiązałby się z tym, że mieszkałbym tam sam. Żona i starszy syn Vukan mieli do mnie dołączyć dopiero po pół roku.

- Chciał pan, aby syn został piłkarzem?

- Obu synom było to pisane. Od zawsze w ich życiu była piłka. Żona przychodziła na moje mecze, a później chłopcy pojawiali się na moich treningach. Gdy wyjeżdżałem z zespołem na zgrupowanie to zawsze zabierałem rodzinę. Żona i synowie mieszkali w innym hotelu, a wolny czas od treningów spędzałem z nimi.

- Nemanja zawsze wyróżniał się skutecznością?

- Tak, w gronie równieśników był najlepszy. Ale często grał ze starszymi chłopakami. I radził sobie dobrze. Był szybki, a z piłką przy nodze trudno było go zatrzymać. Wszyscy się dziwili, jak taki mały dzieciak może mieć taką smykałkę do gry i strzelania goli. Nie lubił przegrywać. Ale już wtedy byłem przekonany, że będzie dobrym piłkarzem.

- Nagradzał pan syna za gole?

- Tak. Najbardziej cieszył się, jak dostawał piłkę czy adidasy. Uwielbiał żelki gumowe i słodycze. Zostało mu to do dziś.

- Był zachłanny na bramki?

- Nie. On będzie szczęśliwy, gdy zostanie polskim królem strzelców, ale wiem, że nie będzie dążył do tego za wszelką cenę. Udowodnił to w sezonie 2013/14, gdy koroną podzielił się z Atillą Simonem z Paksi. Obaj zdobyli po 18 goli. Nemanja mógł być najlepszy, ale w meczu z Puskas Akademy przy wyniku 1:1 mając przed sobą pustą bramkę podał do kolegi i ten trafił do siatki. Wszyscy byli zachwyceni zachowaniem syna i gratulowali mu, że nie jest egoistą. Powiedziałem mu wtedy, że cenię go za to co zrobił, bo w ten sposób pokazał, że myśli nie tylko o sobie, ale o całej drużynie. Pod wrażeniem był także trenerem Videotonu, który nazwał syna wielkim człowiekiem.

- Podobno chciał grać jak Brazylijczyk Ronaldo?

- Wzięło się to stąd, że Vukan mówił, że jego ulubionym piłkarzem jest Rivaldo. W tej sytuacji Nemanja postawił na Ronaldo. W szafie wciąż trzymam koszulkę Crveny Zvezdy z napisem Rivaldo, którą zakładał najstarszy syn oraz trykot Partizana z napisem Ronaldo, w który ubierał się Nemanja. No, i tak ubrani biegali za piłką. Lubili ze sobą trenować.

- Zawsze miał ochotę na trening?

- Powtarzałem mu, że jeśli na poważnie zamierza zająć się futbolem to musi się tej grze poświęcić i zrezygnować z wielu rzeczy. Choćby z pójścia na dyskotekę. Widział, że jego koledzy idą na imprezę to i on chciał. To normalne w okresie dorastania. Starał się mnie przekonać argumentując, że gra w trzeciej lidze, a takie wyjście mu nie zaszkodzi. Zgadzałem się, ale pod warunkiem, że o godzinie 22 będzie już w domu. Wtedy to jego koledzy dopiero wychodzili na miasto, a on wracał. Ile razy żona mówiła: puść go na dłużej. Ale nie ustępowałem, bo wiedziałem, że jak to zrobię to będzie jego koniec. Miałem rację, bo z z grupy 20 chłopaków wybił się tylko Nemanja.

- Czy sława i sukcesy zmieniły syna?

- Jak przyjeżdża do Senty, to zawsze z każdym porozmawia. Wszyscy go szanują za to, że jest normalny, że jest sobą. Jesteśmy z niego dumni. Niech mu tylko Bóg da zdrowie, a jak będzie miał zdrowie to na boisku sobie poradzi.

Najnowsze