Gdy 19 grudnia kończyły się rozgrywki jesienne, płakaliśmy. Następnego dnia był żal i tęsknota. Choć czas leczy rany i z kolejnymi dniami było coraz lepiej, to im szybciej zbliżał się start rundy wiosennej, tym bardziej nie mogliśmy się go doczekać. Ale niestety rzeczywistość znów okazała się brutalna.
Przed pierwszym gwizdkiem było jasne, że obie drużyny grają o życie. I piłkarze sami tego nie ukrywali. Ruch jest ostatni tabeli i potrzebował punktów jak tlenu, bo w przeciwnym wypadku spadnie z hukiem z LOTTO Ekstraklasy. Jednak to, co wyprawiali "Niebiescy" przed własną publicznością, wołało o pomstę do nieba. Gospodarzom nie udawało się wymienić trzech dokładnych podań nie mówiąc już o konstruowaniu akcji ofensywnych.
A Cracovia? Chyba już wiemy, czemu w tym sezonie jest w tabeli tak nisko. Poziomem niestety dostosowała się do tego prezentowanego przez zespół Waldemara Fornalika. Długo wydawało się, że ten mecz będzie typowym spotkaniem polskiej ekstraklasy - kopanina i bezbramkowy remis. Idealnym podsumowaniem tego spotkania były do pewnego momentu trzy sytuacje, które wydarzyły się w dość krótkim odstępie czasu - nieudolna przewrotka Eduardsa Visnakovsa, rozbity nos Łukasza Monety i oberwanie piłką w krocze przez Diego Ferraresso. W drugiej połowie na boisko wszedł jednak Krzysztof Piątek i chyba poczuł się zobligowany do tego, by strzelić gola w piątek. W 88. minucie wykorzystał podanie Jaroslava Mihalika i z bliska trafił do siatki. Tym samym zapewnił Cracovii pierwsze trzy punkty po ośmiu kolejnych spotkaniach bez zwycięstwa.
Ruch Chorzów - Cracovia 0:1 (0:0)
Bramki: Piątek 88
Żółte kartki: Malarczyk
Ruch Chorzów: Hrdlicka – Pazio, Kowalczyk, Helik, Konczkowski – Moneta, Urbańczyk, Lipski, Surma (79. Gamakov), Mazek (89. Trojak) – Niezgoda (73. E. Visņakovs)
Cracovia: Sandomierski – Jaroszyński, Wołąkiewicz, Malarczyk, Ferraresso (80. Mihalik) – Steblecki (90. Jendrisek), Covilo, Budziński, D. Dąbrowski, Wójcicki – Szczepaniak (67. K. Piątek)