Marek Bajor: Piłka pomogła mi przetrwać

2010-08-10 10:05

Poza boiskiem trener Zagłębia Lubin Marek Bajor (40 l.) jest cichy, smutny, przygaszony. Sprawia wrażenie nieobecnego. Wciąż przeżywa nagłą śmierć żony Beaty (38 l.). Wigor odzyskuje jedynie przy ławce rezerwowych. Wśród piłkarzy znów jest żywiołowo reagującym szkoleniowcem.

Z trenerem Zagłębia Lubin rozmawialiśmy po meczu pierwszej kolejki sezonu z Koroną Kielce. Kiedy opadły emocje związane ze spotkaniem zakończonym remisem 1:1, Marek Bajor opowiedział nam o najtrudniejszych chwilach w swoim życiu.

"Super Express": - Od niespodziewanej śmierci pańskiej żony minęły już trzy tygodnie. Zdołał się pan podnieść po tej strasznej tragedii?

Marek Bajor: - Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam się tak do końca podnieść. To była najbliższa mi osoba, a jej odejście tak nagłe i niespodziewane... Nie sposób o tym nie myśleć. Staram się jednak dalej pracować, choć ból w sercu pozostanie na zawsze. Teraz trzeba nauczyć się z tym bólem żyć.

- Piłka pomaga?

- Na pewno. Nie ukrywam, że tuż po śmierci Beatki chciałem zrezygnować z pracy i poświęcić się tylko wychowaniu dzieci. Wiele na ten temat rozmawiałem z rodziną, przyjaciółmi. Wszyscy przekonywali mnie, bym został w Lubinie. Bardzo pomogli mi szefowie klubu. Byliśmy w stałym kontakcie telefonicznym. Mogłem na nich liczyć w każdej sytuacji. To również miało wpływ na moją decyzję o pozostaniu w Zagłębiu. Nie chciałem zawieść ich zaufania. A piłka, codzienna praca pomagają mi przetrwać ten dramatyczny okres.

- Jak pan sobie radzi? Zabrał pan dzieci ze sobą do Lubina?

- Nie chciałem ich dodatkowo stresować przeprowadzką. Dlatego to moi rodzice przeprowadzili się do Wronek. Zamieszkali u nas i na co dzień zajmują się dziećmi. Ja dojeż-dżam do domu w każdej wolnej chwili. Staram się spędzać z nimi tyle czasu, ile tylko jest możliwe.

- Śmierć żony nastąpiła nagle i niespodziewanie. Czy już wiadomo, co było jej przyczyną? Sekcja zwłok to wyjaśniła?

- Nie zdecydowaliśmy się na wydanie zgody na sekcję. Było sporo problemów ze sprowadzeniem ciała, całe to zamieszanie, zgiełk. Cała rodzina miała już tego dosyć. Dlatego w akcie zgonu zapisano: "przyczyna śmierci nieznana". Sekcja i tak nie zwróciłaby już żonie życia. Chciałem oszczędzić dzieciom dodatkowego bólu.

- Przeżywa pan trudną do wyobrażenia tragedię, ale nie unika rozmów na ten temat...

- Kontakty z mediami są stałym elementem mojej pracy. Rozumiem potrzeby dziennikarzy. Dlatego w rozmowach z wami nie unikam żadnych tematów, także tych przykrych i bolesnych.

Najnowsze