- To był naprawdę trudny okres dla mnie. Miałem szczęście, że trafiłem do świetnego neurochirurga we Freiburgu – mówi pomocnik Pogoni, który liczy na występ w niedzielnym meczu ze Śląskiem.
Super Express: - Był pan po dwóch zabiegach kolana, bo drugi był potrzebny, żeby naprawić błąd lekarski. Brał pan pod uwagę zakończenie kariery?
Aleksander Gorgon: - To był dramatyczny czas. Po drugim zabiegu lekarz, który uwolnił mi nerw w kolanie odpowiedzialny za podnoszenie stopy, oceniał szanse na mój powrót do piłki 50 na 50. Powiedział, że wykonał zabieg najlepiej jak mógł, na swojej nodze zrobiłby tak samo, ale dał do zrozumienia, że rehabilitacja potrwa długo. W jego oczach wiedziałem niepewność co do tego, czy wrócę na boisko. Ostatecznie okazało się, że uratował mi karierę piłkarską.
- Zabieg odbył się w styczniu 2022 roku, więc rehabilitacja trwała długo ...
- Po 10 tygodniach stopa zaczęła pracować w takim zakresie, że mogłem ją poruszać. Pomyślałem wtedy, że w normalnym życiu dam sobie radę i kalectwo mi nie grozi, ale do powrotu do profesjonalnej piłki było daleko. Uznałem, że trzeba iść dalej, bo za dużo pracy włożyłem w rehabilitację, żeby się poddać. Ale nawet, gdy wychodziłem na pierwszy trening z drużyną w październiku, nie byłem pewny czy wrócę do normalnej gry.
- Kiedy pan się utwierdził, że wróci na boisko?
- Nie wiem czy to był przełomowy moment, ale zdarzyła się sytuacja, której nigdy nie zapomnę. W październiku odbierałem z treningu syna, który ćwiczy w akademii Pogoni. Zaskoczył mnie wtedy pytaniem: „Tata, czy ty będziesz jeszcze grał w piłkę?”. Odpowiedziałem, że tak, a czemu miałbym nie grać. Okazało się, że jeden z chłopców z akademii powiedział mu: „Twój tata już nigdy nie zagra w Pogoni”. Pomyślałem wtedy: „O kurde, jak to funkcjonuje, że i dzieci o tym rozmawiają”.
– To była dodatkowa motywacja?
– Bardzo duża. Syn Mateo żyje moją karierą, również ja wożę go na treningi i widzę, że ma zapał do piłki, więc chciałem mu pokazać, że nigdy nie można się poddać i trzeba walczyć, nawet w beznadziejnych sytuacjach. Niech wie i będzie świadomy tego, jak ciężko trzeba pracować będąc piłkarzem. Sobie też chciałem udowodnić, że mimo wieku w jakim jestem, mam głód piłki i chcę kontynuować grę. Chcę też odwdzięczyć się klubowi za pomoc, jaką mi okazał, bez względu na to, co będzie ze mną po sezonie kiedy skończy mi się kontrakt z Pogonią.
- A co może się stać?
- Były wstępne rozmowy, ale zapewne szefowie klubu będą chcieli odczekać następne miesiące i zobaczyć, jak to się rozwinie. Zarówno jak ja będę wyglądał na boisku, i jakie będą ich wyobrażenia odnośnie kadry na przyszły sezon. Jestem przygotowany na wszystko, choć chciałbym jeszcze zostać w Pogoni.
- Chyba podoba się panu w Szczecinie, skoro chce tutaj zostać? A przecież grał pan i mieszkał w atrakcyjnych miejscach jak Wiedeń czy Rijeka nad Adriatykiem.
- Oprócz tego, że ja polubiłem Szczecin, to również żona i dzieci polubiły. Mają tutaj swoje zajęcia. Syn i córka chodzą do szkoły międzynarodowej. Gdy łamaliśmy się opłatkiem w ostatnie święta, to córka życzyła mi, żebym został w Pogoni jeszcze przez rok, a ja zażartowałem czy mi życzy, czy sama sobie tego życzy, bo widzę, że w Szczecinie czuje się świetnie. A jak wcześniej powiedziałem wcześniej, syn chodzi z wielkim zapałem na treningi do akademii Pogoni.
- Jak pan się czuł po meczu z Widzewem i świetnej asyście do Zahovicia?
- To była super sprawa, że wróciłem do gry, zaliczyłem asystę i byłem chwalony. Ale sumie jest dla mnie to co lubię i potrafię robić, bo to nie jest zbyt ciężkie dla mnie do wykonania, ale coś naturalnego. Druga strona medalu jest taka, że mimo trzykrotnego prowadzenie nie potrafiliśmy zdobyć trzech punktów.
- I to jest duży problem Pogoni, że tracicie tak dużo bramek. Dlaczego tak się dzieje?
- Pokazuje to nasze deficyty w defensywie. Próbujemy grać ofensywną, atrakcyjną piłkę i chyba to się udaje, skoro strzeliliśmy trzy gole na wyjeździe mocnemu rywalowi. Musimy pracować nad defensywą. Nawet ci najbardziej ofensywnie myślący i grający piłkarze muszą też mieć w głowach, że trzeba walczyć o to, żeby nie dopuszczać do straty gola.
- Deficyt w defensywie z czego wynika? Brakuje wam lepszych obrońców, czy zmiana stylu gry w porównaniu z kadencją Kosty Runjaica powoduje stratę tak wielu goli?
- Dobre pytanie, ale szczerze mówiąc, to nie znam na nie odpowiedzi. Każdy trener ma swoje założenia, próbuje wprowadzić swój styl i mentalność. Fakt jest taki, że próbujemy grać wysokim pressingiem i szybko odzyskiwać piłkę po jej stracie. Myślę, że w meczu z Widzewem był problem, który ma nie tylko Pogoń. Po strzelonym golu, w nasze głowy wkrada się myśl, że jest okej, prowadzimy, to niech teraz rywale coś pograją i pokażą. Później tracisz gola i znów jest zmiana myślenia, że teraz my musimy strzelić. Najważniejszy jest budowanie takiego mentalu, że wynik 1:0 ani 2:0 nie wystarczy i trzeba iść po trzecią bramkę, żeby dobić rywala. To jest sztuka drużyn światowej klasy.
- Brak Pogoni na podium w tym sezonie byłby porażką?
- Na pewno. Mamy taką jakość zespołu, żeby być na podium. Nie mamy teraz co patrzeć, czy gramy o pierwsze, drugie czy trzecie miejsce, ale musimy wpaść w taki rytm, żeby wygrać 2-3 mecze z rzędu, to wówczas poszłoby łatwiej. Ale jeśli już analizujemy, to gdy awansujemy do europejskich pucharów z czwartego miejsca, byłoby to wykonaniem planu minimum klubu w tym sezonie. Jednak pozostałby niesmak z powodu braku miejsca na podium.
Wojciech Szczęsny i Arkadiusz Milik w strachu. Prokurator chce drakońskiej kary dla Juventusu!
Listen on Spreaker.