„Super Express”: - Ile piłkarze Piasta dostaną za mistrzostwo Polski?
Paweł Żelem: - Sum nie podam, ale zapewniam, że będą to bardzo dobre pieniądze. Mówimy o kwotach z sześcioma zerami. Zresztą system premiowania jest tak skonstruowany, że zawodnicy są dodatkowo nagradzani finansowo już od pierwszej kolejki. Cieszy mnie podejście graczy, dla których równie ważne, o ile nie ważniejsze od pieniędzy, są takie wartości jak szansa na zapisanie się w historii polskiego i gliwickiego sportu.
- Proszę potwierdzić lub zdementować. Czy to prawda, że ludzie z Legii dzwonili do Piasta, by nakłonić was do zgłoszenia do Komisji Ligi wniosku o ukaranie Filipa Mladenovicia z Lechii, który w meczu z Piastem miał rzekomo opluć Toma Hateley'a?
- Stanowisko Piasta jest jasne – chcemy, żeby rywalizacja rozstrzygała się na boisku, a nie poza nim. Jeśli członkowie Komisji Ligi dopatrzyliby się złamania przepisów przez któregoś z zawodników, to sami wyciągnęliby z tego konsekwencje. Nie jesteśmy od tego, żeby im podpowiadać.
- Po dobrych występach w lidze, po waszych piłkarzy pewnie ustawia się kolejka chętnych. Który z zawodników wzbudza największe zainteresowanie i czy po sezonie może w Piaście dojść do hurtowej wyprzedaży najlepszych?
- Łatwo sobie dopowiedzieć, że chodzi o Patryka Dziczka, którym interesuje się sześć drużyn z włoskiej Serie A, Frantiska Placha, Kubę Czerwińskiego. Aleksa Sedlara, Joela Valencię czy Piotra Parzyszka. Rzucam dla przykładu, bo chętnych na niemal wszystkich naszych piłkarzy nie brakuje. Ale też uspokajam – nie planujemy wyprzedaży zespołu. Oczywiście, jeśli pojawi się oferta nie do odrzucenia, to będziemy rozmawiać, ale w takim przypadku mamy już spenetrowany rynek i kandydatów, którzy chcieliby u nas grać.
- Przedłużycie umowy z Badią i Sedlarem oraz jak będzie wyglądać przyszłość Tomasza Jodłowca, któremu kończy się wypożyczenie z Legii?
- Tomek bardzo chce zostać w Gliwicach. Świetnie się u nas czuje, bo Piast organizacyjnie prezentuje ten sam poziom, co najlepsze polskie kluby. Nie wszystko jednak zależy od nas samych. Rozmowy z kilkoma innymi zawodnikami zostały natomiast odłożone w czasie, bo jesteśmy na finiszu ligi. Ale to nie oznacza, że nie wiążemy z nimi przyszłości.
- Kiedy pojawiły się plotki, że Legia chce ściągnąć trenera Marka Papszuna, to właściciel Rakowa Częstochowa powiedział, że warszawianie będą musieli zapłacić 30 milionów złotych za wykupienie jego kontraktu. Gdyby pojawił się chętny na zatrudnienie Waldemara Fornalika, to żądalibyście podobnej kwoty?
- Kontrakt z trenerem Fornalikiem podpisałem 20 września, w moje 37. urodziny. Jak się okazało, to był dobry znak. Nasz szkoleniowiec jest mądry i roztropny, docenia też fakt, że zatrudniliśmy go, kiedy po odejściu z Ruchu był bez zajęcia. Pomogliśmy sobie wzajemnie. Z Gliwic ma blisko do rodzinnego domu w Tychach, a poza tym u nas się spełnia i chce być częścią długofalowego projektu pt. Piast. Gdyby otrzymał jakieś oferty, na pewno by nas o tym poinformował. A żądanie takich kwot z kosmosu, moim zdaniem, jest trochę nie na miejscu.
- Ile procent szans daje pan na to, że Piast zdobędzie mistrzostwo?
- Nie wszystko zależy od nas. Drużyna jest świadoma, jak dużo już osiągnęliśmy i chce... więcej. Wszyscy – właściciele, rada nadzorcza, zarząd, sztab szkoleniowy i piłkarze, mamy świadomość celu, o jaki walczymy. Jest pełna mobilizacja i to, co cechuje Piasta, czyli praca, pokora i skromność. Chcemy wygrać trzy ostatnie mecze. Zobaczymy, co nam to da w końcowym rozrachunku.