"Super Express": - Jak się czujesz po powrocie do Polski?
Radosław Majewski: - Amazing! ("wspaniale" - red.).
- To czego, poza językiem angielskim, nauczyłeś się za granicą?
- Żeby nie narzekać, nie marudzić. Potrafię dostosować się do sytuacji. W Anglii w Nottingham zawsze był porządek i nauczyłem się w nim funkcjonować. Z kolei w greckiej Verii była "ch...nia", zero organizacji, dramatyczne warunki. Ale do tego też się dostosowałem.
- Kiedy pojawił się temat transferu do Lecha Poznań?
- Już na początku lutego. Początkowo luźne zapytania. Później nabierało to tempa. Mogłem zostać za granicą, ale chciałem wreszcie poczuć smak zdobycia mistrzostwa. A to oferuje mi Lech.
- Miałeś jakieś inne oferty?
- Mogłem zostać w Grecji, chciały mnie trzy kluby. Tyle że to były propozycje z dolnej połowy tabeli. Były też cztery oferty z Polski, w tym jedna finansowo lepsza od tej z Lecha. Ale byłem przekonany do "Kolejorza" pod względem sportowym, fajnych kibiców i wysokich celów. Nikt mi nie powie, że wróciłem do Polski tylko dla kasy. Chcę wreszcie coś wygrać. W Poznaniu na trybuny przychodzi 20-30 tysięcy ludzi. Po pobycie w Verii, gdzie oglądało nas po 800 kibiców, pomyślałem sobie: "Kurde, trzeba wreszcie iść tam, gdzie coś się dzieje".
- Wróciłeś do Polski mądrzejszy życiowo?
- Oczywiście. Wziąłem ślub, urodziło mi się dziecko. Wydoroślałem.
- A może to jednak krok w tył?
- Jeśli ktoś zobaczy, jak wygląda Veria, to powie, że zrobiłem dwa kroki do przodu. Poszedłem tam, gdzie mnie chcieli, i gdzie będę walczył o najwyższe cele.
- Chcesz jeszcze powalczyć o powrót do reprezentacji Polski?
- Czy chcę? Widzę, że trener Nawałka daje wielu zawodnikom szansę, ale niezręcznie mi się wypowiadać, bo nie byłem nigdy częścią jego drużyny.